— Roar! — rzuciłam się na niego i zaczęłam go gryźć. Przewrócił mnie na plecy i zaczął łaskotać. Przez śmiech nie mogłam złapać oddechu.
— Przestań, kretynie... — wydusiłam z siebie i go odepchnęłam. Potrząsnęłam łbem, jakbym się uwalniała od natrętnych myśli.
— Czyżby Shada wymiękała? — przechylił głowę w bok i uśmiechnął się idiotycznie, zapewne parodiując własną głupotę, która pewnie tak właśnie by wyglądała, gdyby była wilkiem.
— Wcale nie — pokazałam mu język i się odwróciłam.— Idę na spacer.
— Ale Shada, mama i tata... — zaczął, ale natychmiast mu przerwałam.
— Idę nad jeziorko, powiesz im to i będzie po sprawie.
Rodzice wiedzieli, że umiem się obronić, wiele razy to pokazałam, ale mimo to jeśli nie ma mnie więcej niż dwie godziny ruszają na poszukiwania. Zerwałam się do biegu.
— Oto świat nowy, to początek! — zaczęłam śnucić przemierzając najbliższe tereny.
Stanęłam przed zbiornikiem wodnym i zamoczyłam w nim nosek.
— Proszę, proszę. Mały szczeniaczek pragnie popełnić samobójstwo przez utopienie? Rozumiem że twoje życie nie jest zbyt kolorowe, ale żeby zatruwać wodę swoimi smarkami? — obok mnie pojawił się basior niskiego wzrostu, o biało-czarno-złotej sierści i masce na pyszczku.
— Jak tam temperatura na górze? Chyba że odczuwa pan tylko tą przygruntową... — podniosłam na niego wzrok i uroczo się uśmiechnęłam.
Chinmoku?