Bo to miłość jest,
To są serca dwa,
Ona kocha mnie,
A ja jej wszystko dam!
[Nazajutrz]
Poszedłem do niej, jak zwykle. Gdy zaszedłem do jej jaskini, mojego Szczęścia (Madness) nie było.
- Może wstała wcześniej? - spytałem sam siebie. Chciałem, aby moja teza była trafna. Abym nie martwił się o nią.
- Hej Scrafuś. - rzekła słodko na powitanie. Wyglądała bosko... Wieniec przeplatany różnymi zielonymi roślinkami, a nawet niebieskimi kwiatami zdobił jej głowę. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę. - Nie wystraszyłam cię. Prawda? - spytała. Zabrakło mi słów.
- Kochanie... Przecudnie wyglądasz... - wydusiłem. Uśmiechnęła się do mnie, a ja do niej.
- Tak sądzisz?
- A jakby nie inaczej? - po tych słowach zachichotała. Przewróciłem ją na plecy. Stanąłem nad nią z uśmiechem.
- Ty... Ty...
- Zdrajco? Chytrusie? Bohaterze?
- Agrh...
- Bo powiem mamie?
- Ty... Spryciarzu...
- He, he.
~ Po paru minutach ~
Ciągle nad nią stałem i patrzyłem się w jej oczy. Mad delikatnie przewracała swymi czarującymi oczyma.
- To... Kiedy zejdziesz? - podpytała. W tym momencie zszedłem z niej. - Dzięki. - usłyszałem burczenie w brzuchu. W moim brzuchu. - Ooo! Ktoś tu jest głodny! - lekko krzyknęła.
Madness?