Księżyc świecił jasno pomimo nowiu. Korzystając z chwilowego braku zamieci szybowałem po niebie próbując przyzwyczaić się do mojego nowego ciała. Pomimo godzin ćwiczeń nagłe podmuchy wiatru ciągle wytrącały mnie z równowagi i zmuszały do wyrównania lotu. Wylądowałem na chwilę by odpocząć i się przejść. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że nikt z watahy nie zobaczy mnie w mojej demonicznej postaci. Tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem idącej z naprzeciwka wadery. Po wygłoszeniu krótkich przeprosin za swoją nieuwagę przyjrzałem się jej uważniej. Miała złotawo- brązową sierść, a na jej twarz znaczyła przechodząca przez oko blizna, która w moich oczach zdawała się tylko dodawać jej uroku. Ale było coś jeszcze- nie bała się mnie!- pomimo rogów, skrzydeł i świecących oczu spoglądała na mnie pełna rezerwy, ale na pewno nie przerażona. Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Kim jesteś? - zapytałem.
- Rayna, tak mi mówią - odparła prawie zupełnie obojętnie wilczyca, jednak w jej oczach dostrzegłem iskierki rozbawienia - A ty kto?- zapytała.
- Różnie mnie nazywali - odrzekłem. - Ravennah, Ravenny, Raven, Rav... ale najczęściej wołają za mną "zgiń przepadnij siło nieczysta", czy coś takiego- wzruszyłem ramionami i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Padający śnieg osiadał mi na skrzydłach. Rayna potrząsnęła energicznie głową obrzucając mnie drobinkami lodu.
- Co tu robisz, tej ciemnej nocy? - zagaiłem.
Rayna?