- Widzisz tego gościa, tam? – szturchnęłam lekko basiora i wskazałam w odpowiednim kierunku. Ten kiwnął, że wie, o kogo mi chodzi.
- Posłuchaj mnie Ciutrok. Jeśli uda Ci się podkraść eliksir, który właśnie robi ten o to pan, wygrasz zakład – jego wzrok był obłędny. Niedowierzanie pomieszane z pewnością siebie i zaskoczeniem.
- Ty chyba nie wiesz, na co się piszesz. To będzie proste jak twoje ‘’wysublimowane’’ ego – parsknęłam cicho śmiechem. Z chęcią zobaczę, jak pan „wysublimowane ego” się kompromituje na całego.
- Nie byłabym tego taka pewna. Czarodzieja nie oszukasz. – tsaaa… dodatkowo czarodzieja, który już przywykł do moich częstych, niezapowiedzianych wizyt. I czarodzieja, z którym mam na pieńku. No ale po co mam to mu mówić. Gdzie w tym wszystkim byłaby zabawa?
- Ha ha. Nie ma rzeczy niemożliwych dla mnie – serio, z wielką chęcią to zobaczę. Żałuję tylko tego, że pewnie i ja oberwę przy okazji. Bo tego, że mu się nie uda, byłam stuprocentowo pewna.
- Oh, tak więc się zgadzasz? – nie ma to, jak wpuścić swoje towarzystwo w niezły kanał. Jeszcze tylko pojechać po ambicji i mogę mieć pewność, że basior nie odpuści. W końcu ta ich męska pycha i próżność… wystarczy lekko podważyć ich kompetencje, a zaraz rzucają się jak ostatni imbecyle, by udowodnić swoją rację.
- Przyjmuję wyzwanie – no, a nie mówiłam? Ciutrok nieświadomie i na własne życzenie wpakował się w pułapkę.
- W takim razie do dzieła. – uderzyłam go łapą w grzbiet, popychając w stronę wejścia do sali. Rozejrzał się ostrożnie i wszedł cichutko. Krok po kroku zakradał się do basiora, zwinnie unikając jego wzroku. Biedaczek nawet się nie domyślał, że to i tak za mało. Właściwie nieważne co by zrobił, i tak by nie wystarczyło. No ale ten jego ograniczony rozum, nie pojmował tego. Musiał się na własnej skórze przekonać. W chwili, gdy położył łapę na fiolce, w jego stronę obrócił się czarodziej.
- Nawet się nie waż tego ruszyć. – pacnęłam się w pyszczek. Nie myślałam, że Ciućmok jest aż takim idiotą. Uśmiechnął się tylko niewinnie, po czym złapał buteleczkę z miksturą i ruszył biegiem. No pięknie. Już po nas. Mieliśmy przechlapane i to na całej linii. W najlepszym wypadku za chwilę będziemy martwi. A w najgorszym? No sama nie wiem. Być może będziemy robić za ozdoby nad kominkiem. Lub coś innego. No i co ja mogłam zrobić? Ruszyłam biegiem obok Ciutroka i miałam nadzieję, że czarodziej nas nie dorwie.
- Wow, no no, wykazałeś się. – prychnęłam z przekąsem. No bo lepiej to nie mógł się spisać. Ale jest też w tym trochę mojej winy. Nie doceniłam idiotyzmu tego wyliniałego palanta.
- Stać natychmiast! – tak. Teraz jest po nas. Czarnoksiężnik unieruchomił nas całkowicie zwykłym zaklęciem, po czym odebrał Ciutrokowi swoją własność.
- No proszę, proszę. Żeście narozrabiali. Macie pojęcie, z kim zadarliście? – byliśmy w bardzo złej sytuacji, a mój towarzysz chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, z powagi sytuacji. – Jednak nic szczególnego byście nie zabrali. Chcieliście ukraść trutkę na szczury, których tu pełno – pięknie. Trutka na szczury i tak na nic by mi się nie przydała. I przez jakąś idiotyczną truciznę czarodziej powyrywa nam zaraz kłaki.
- Może powinienem Wam wybaczyć takie drobne przestępstwo, jednakże nawet nie wiedzieliście, co kradniecie, a równie dobrze mógł to być eliksir, który odmieniłby życie wilków na lepsze. Jestem zmuszony was ukarać – nie zdążyliśmy nawet zaprotestować. Basior mruczał pod nosem jakieś zaklęcie, a ja wiedziałam, że nie skończy się to dobrze.
- Co do – nie dosłyszałam reszty, gdyż straciłam przytomność.
Powoli podniosłam się z ziemi. Cały czas kręciło mi się w głowie, przez co zachwiałam się. Czułam się dziwnie. Zupełnie jak ja, ale nie ja. Stanęłam pewniej na łapach i spojrzałam w stronę tego przeklętego Ciutroka. W tym momencie zamurowało mnie, jednak szybko odzyskałam zdolność wysławiania się. Parsknęłam śmiechem. Obok mnie zamiast czarnobiałego basiora był czarnobiały koń.
- I czego się śmiejesz – początkowe parsknięcie zmieniło się w głośny śmiech. Ciućmok. Koniem. No lepszego scenariusza to ja nie mogłam sobie wyobrazić. Nawet ja nie mam aż tak wybujałej wyobraźni. Teraz będę miała kolejny powód, by się z niego nabijać.
- Coś ty sobie przyczepił do głowy? Chciałeś się upodobnić do jelenia? – o tak. To jest mój czas. Zamierzam odbić sobie i to z nawiązką zwłaszcza za te krzaki.
- Puchatku, gdzie jesteś? Bo wszystko wskazuje na to, że zamiast zmienić w klacz, zmienił cię w konika polnego – buc jeden, idiota. Zawsze byłam mała, ale nie musiał mi tego tak wypominać. A teraz, gdy okazało się, że ja także stałam się czterokopytnym ssakiem, byłam jeszcze mniejsza nic zwykle. I to szczyt chamstwa wytykać takie rzeczy. A przez kogo to całe zamieszanie? No oczywiście, że przez tego szydzącego ze mnie matoła.
- Czy ty upadłeś na mózg? – zignorowałam jednak jego jawną prowokację. Zamierzałam wyjść zwycięsko z tej słownej potyczki, więc nie mogłam się wmanewrować w drażliwy dla mnie temat.
- Ja? A co miałem zrobić?
- Nie. Ta sarna, która się wlekła za nami. Oczywiście, że ty. Co miałeś zrobić? No sama nie wiem. Grzecznie przyznać do błędu, przełknąć gorzką gulę i ze spuszczonym nosem powiedzieć przepraszam. Ale nie. Musiałeś unieść się honorem i rąbnąć tą c*olerną fiolkę. Na dodatek z trutką na szczury. No gratulacje. Jakby służenie mi przez tydzień było aż tak fatalną perspektywą. Teraz dzięki tobie i twojej głupocie tkwimy w jakimś g*wnianym czymś. A jakby tego wszystkiego było mało, jesteśmy cukrowymi końmi. Końmi! Kopytnymi stworami, które mają papkę zamiast mózgu. Chociaż w twoim przypadku to nawet się zgadza. Inteligencja mniejsza niż u spróchniałego pnia.
Naszą kłótnię przerwał czarodziej idiota. No bo jakim kretynem trzeba być, żeby zmieniać wilki w konie? W tęczowe kucyki dokładniej? No chyba jeszcze większym niż ten nosorożec ciskający się obok mnie.
- Cisza! – reakcja była natychmiastowa. Jak jeden mąż popatrzyliśmy na starego pryka. – Postanowiłem was przenieść do innych światów. Jako nauczkę. Od teraz – bezczelnie przerwałam mu – Chwila, chwila, światów? – coś mi tu śmierdziało na kilometr. I to na moje nieszczęście nie był ten głupi cap z soplem na środku głowy.
- Przed wami do odkrycia siedem światów, siedem krain. W każdej z nich będziecie mieli do wykonania zamiast mnie pewne obowiązki. Bez tego nie będziecie mogli wrócić do swoich prawdziwych wyglądów, jak i do watahy.
Opowiadanie nie miało na celu obrazić fanów i miłośników koni, jak i MLP.
Ciutroczku? ;p