Biegnę, biegnę. Moje łapy, choć drżące, prą naprzód. Krzyczę, ale pustka wokół pochłania moje słowa. Widzę przed sobą gasnące powoli światło. Zamyka się, blednie, a kiedy już prawie jestem przy nim, kiedy wyciągam w jego stronę łapę, kiedy jeszcze mam nadzieję... Gaśnie.
Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Wstałam i chwiejnym krokiem, wciąż w półśnie, chwyciłam w pysk flakonik, który od kilku dni nieprzerwanie tkwił przy moim legowisku. Przelałam część purpurowej, gęstej cieczy do miseczki i odstawiłam szkiełko. Zbliżyłam język do gładkiej tafli i zaczęłam pić, krzywiąc się na gorzki posmak. Jedno spojrzenie na zewnątrz uświadomiło mi, że jest środek nocy. Pełnia.
Z cichym westchnięciem znów ułożyłam się na kocu, zatapiając pysk w miękkim materiale. Nie było przy mnie Zero - miał wrócić ponoć rano - więc chłodny, letni wiatr przeszkadzał mi teraz jak nigdy. Drobne krople uderzały o ziemię, a niesiony przez wiatr pogłos deszczu zawędrował aż w głąb jaskini. Pomimo kilkunastu minut wiercenia się i usilnego szukania wygodnej pozycji, nie udało mi się zasnąć. Znów wstałam i wyszłam na zewnątrz, błądząc wzrokiem po lśniących w górze gwiazdach. Deszcz i wiatr niosły teraz dziwne ukojenie, a spokój nocy spowodował uczucie błogości.
Obudziłam się przed jaskinią, łaskotana niesfornymi promieniami słońca. Leżałam jeszcze chwilę, zasłaniając łapą przymrużone oczy.
- Cześć, Tara - podniosłam łeb i napotkałam wpatrzonego we mnie Zero.
Posłałam mu uśmiech, a w mojej głowie narodził się pewien plan.
- Pójdziesz ze mną przeprowadzić pewien, hmm... eksperyment?
- To brzmi dość dziwnie - mruknął z uniesioną brwią.
- Wiesz przecież - wstałam, podchodząc do niego - że od pewnego czasu nad czymś pracuję.
- Pójdę, ale tylko wtedy, kiedy dokładnie powiesz mi co chcesz zrobić. To tak na wypadek, gdybym miał zabrać ze sobą pół uzbrojonej watahy.
Parsknęłam i weszłam do jaskini, od razu rzucając się w kierunku sterty ksiąg. Przekartkowałam je po kolei, czekając na ukochanego.
- Gotowy? - zapytałam po chwili, nadal nie odwracając wzroku od druku.
Przytaknął, po czym razem wyszliśmy na zewnątrz, targani wciąż mocnym wiatrem.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytał, kiedy już trochę oddaliliśmy się od jaskini.
- Materia i czarna magia. Mam zamiar to połączyć i stworzyć portal.
- Dokąd? - w jego oczach błysnęło zaciekawienie, co wcale nie umknęło mojej uwadze.
- To się jeszcze okaże - wyszczerzyłam zęby, przyspieszając.
Mruknął coś pod nosem, ale nieszczególnie się tym przejęłam.
Upewniwszy się, że nikogo nie ma na łące - terenie niespecjalnie wartym uwagi, aczkolwiek niezwykle urokliwym - przycupnęłam w wybranym uprzednio miejscu i zaczęłam gromadzić energię przed sobą.
- Mam ci jakoś pomóc? - zapytał, lecz został jedynie przeze mnie uciszony. Burknął coś i usiadł obok, uważnie śledząc moje poczynania.
Po chwili niesamowitego skupienia i mamrotania pod nosem niezrozumiałych dla większości słów, w miejscu szalejącej energii coś zaczęło się iskrzyć. Oślepiający blask nabierał na intensywności, zaczynając się rozrastać. Już po chwili portal był na tyle duży, byśmy mogli przejść.
- To pierwszy raz - zaczęłam, nie kryjąc radości i podekscytowania. - Ćwiczyłam to od dłuższego czasu, sama, ale teraz nareszcie się udało!
- To co - szturchnął mnie lekko - wchodzimy?
Skinęłam łbem, unosząc dziarsko łeb.
Ruszyłam pierwsza, niepewnie stawiając pierwsze kroki. Na początku poświata była zbyt wielka, bym mogła w pełni otworzyć oczy, przez co nie dostrzegałam Zero. Odeszłam kawałek, tym razem wchodząc w całkowitą ciemność. Wciąż byłam sama, choć portal zostawiłam za sobą.
Kiedy zauważyłam, że poświata za mną się zmniejsza, pospiesznie odwróciłam się, próbując opanować drżenie łap. Niewiele myśląc zerwałam się w jej kierunku, biorąc oddech. Rozpaczliwie wołałam Zero, ale mój głos gdzieś zanikał. Byłam coraz bliżej, miałam szansę... Ale on zgasł dosłownie przede mną, zamknął się, choć nadal przekazywałam mu całą energię. Jeszcze przez chwilę starałam się go przywrócić, ale nie wyczuwałam nawet najdrobniejszych zmian.
- Jak w śnie... - zacharczałam, kuląc się w sobie. - Jak w śnie, jak w śnie...
Napięłam mięśnie, z bezsilności zaciskając oczy. Krzyknęłam, nawołując Zero, lecz nie odpowiedział. Nie wiedziałam nawet, gdzie jestem i, co najważniejsze, czy naprawdę jestem sama.
Obudziłam się przed jaskinią, łaskotana niesfornymi promieniami słońca. Leżałam jeszcze chwilę, zasłaniając łapą przymrużone oczy.
- Cześć, Tara - podniosłam łeb i napotkałam wpatrzonego we mnie Zero.
Posłałam mu uśmiech, a w mojej głowie narodził się pewien plan.
- Pójdziesz ze mną przeprowadzić pewien, hmm... eksperyment?
- To brzmi dość dziwnie - mruknął z uniesioną brwią.
- Wiesz przecież - wstałam, podchodząc do niego - że od pewnego czasu nad czymś pracuję.
- Pójdę, ale tylko wtedy, kiedy dokładnie powiesz mi co chcesz zrobić. To tak na wypadek, gdybym miał zabrać ze sobą pół uzbrojonej watahy.
Parsknęłam i weszłam do jaskini, od razu rzucając się w kierunku sterty ksiąg. Przekartkowałam je po kolei, czekając na ukochanego.
- Gotowy? - zapytałam po chwili, nadal nie odwracając wzroku od druku.
Przytaknął, po czym razem wyszliśmy na zewnątrz, targani wciąż mocnym wiatrem.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytał, kiedy już trochę oddaliliśmy się od jaskini.
- Materia i czarna magia. Mam zamiar to połączyć i stworzyć portal.
- Dokąd? - w jego oczach błysnęło zaciekawienie, co wcale nie umknęło mojej uwadze.
- To się jeszcze okaże - wyszczerzyłam zęby, przyspieszając.
Mruknął coś pod nosem, ale nieszczególnie się tym przejęłam.
Upewniwszy się, że nikogo nie ma na łące - terenie niespecjalnie wartym uwagi, aczkolwiek niezwykle urokliwym - przycupnęłam w wybranym uprzednio miejscu i zaczęłam gromadzić energię przed sobą.
- Mam ci jakoś pomóc? - zapytał, lecz został jedynie przeze mnie uciszony. Burknął coś i usiadł obok, uważnie śledząc moje poczynania.
Po chwili niesamowitego skupienia i mamrotania pod nosem niezrozumiałych dla większości słów, w miejscu szalejącej energii coś zaczęło się iskrzyć. Oślepiający blask nabierał na intensywności, zaczynając się rozrastać. Już po chwili portal był na tyle duży, byśmy mogli przejść.
- To pierwszy raz - zaczęłam, nie kryjąc radości i podekscytowania. - Ćwiczyłam to od dłuższego czasu, sama, ale teraz nareszcie się udało!
- To co - szturchnął mnie lekko - wchodzimy?
Skinęłam łbem, unosząc dziarsko łeb.
Ruszyłam pierwsza, niepewnie stawiając pierwsze kroki. Na początku poświata była zbyt wielka, bym mogła w pełni otworzyć oczy, przez co nie dostrzegałam Zero. Odeszłam kawałek, tym razem wchodząc w całkowitą ciemność. Wciąż byłam sama, choć portal zostawiłam za sobą.
Kiedy zauważyłam, że poświata za mną się zmniejsza, pospiesznie odwróciłam się, próbując opanować drżenie łap. Niewiele myśląc zerwałam się w jej kierunku, biorąc oddech. Rozpaczliwie wołałam Zero, ale mój głos gdzieś zanikał. Byłam coraz bliżej, miałam szansę... Ale on zgasł dosłownie przede mną, zamknął się, choć nadal przekazywałam mu całą energię. Jeszcze przez chwilę starałam się go przywrócić, ale nie wyczuwałam nawet najdrobniejszych zmian.
- Jak w śnie... - zacharczałam, kuląc się w sobie. - Jak w śnie, jak w śnie...
Napięłam mięśnie, z bezsilności zaciskając oczy. Krzyknęłam, nawołując Zero, lecz nie odpowiedział. Nie wiedziałam nawet, gdzie jestem i, co najważniejsze, czy naprawdę jestem sama.
Zero?