Przeszłam ledwie kilka kroków, a moje łapy już zdążyły przemarznąć do reszty. Nagle ulepiona ze śniegu kula trafiła mnie prosto w pysk, zaraz po tym usłyszałam skrzypienie śniegu, gdy ktoś do mnie podbiegł. Szczeniak przepraszał, była to wadera, po chwili wraz ze swoimi przyjaciółmi pobiegła dalej się bawić. Doszłam do wniosku, że wypadałoby przeprowadzić lekcję filozofii. Biblioteka była chyba najdogodniejszym na przygotowania, więc tam się udałam. Jedzenie mogło poczekać, zwłaszcza, że sama nic sobie nie upoluję. Musiałam przystawać o wiele częściej niż gdyby była to inna pora roku. Ziemię przysłaniała gruba warstwa śniegu, tłumiąc zapachy. W tym czasie zdążyłam przemarznąć, ale biblioteka była już niedaleko. Nagle potknęłam się o coś miękkiego i upadłam na śnieg. Ten o kogo się potknęłam jęknął, a raczej jęknęła. To było szczenię, albo wyjątkowo niska wadera.
Luma?