Scraf i Disaster zajęli się rannym wróbelkiem, który swoją drogą wyglądał bardzo ciekawie. W sumie nigdy nie interesowały mnie nazwy gatunków, ale i tak o każdym jednym ptaku potrafiłam coś opowiedzieć. Czy to jak wysoko lata, co jada... Kiedyś uwielbiałam obserwowanie ptaków. Całe dnie siedziałam pod drzewami i wpatrywałam się w piękne, latające stworzenia obdażone przez naturę skrzydłami.
— Zabiłabym go — odezwała się nagle Shada, a gdy ze zdziwieniem i zdezorientowaniem odwróciłam wzrok w jej stronę, otworzyła jedno oko.
— Co? Shada, o co ci chodzi? — przyglądnęłam się jej badawczo. Przecież to jeszcze dziecko. Co ona by zabiła? I co ją skłoniło do takich myśli?
— Tego wróbla. Cierpiał. To byłby dobry uczynek — zgrabnie zeskoczyła z mojego grzbietu i wylądowała na ziemi.— Skoro go boli, to warto skrócić jego cierpienie.
— Ale Shada, da się go uratować. Nie warto kończyć czegoś, co może później być piękniejsze niż było — wyjaśniłam jej.
— Ale go boli! — wykrzyknęła w końcu, najwyraźniej w końcu zdenerwowana.
— Przestanie. Każda rana kiedyś się zagoi.
— Nie każda.
— Przestań filozofować, kochanie, i chodź. Pokażę ci, że jest z nim wszystko dobrze.
[Potem]
Scraf?