Łzy Ariene naznaczyły moje łapy krwawymi bruzdami, ale nawet tego nie poczułem. Płakała długo, próbując coś powiedzieć. Starałem się ją uspokoić, jednocześnie obmyślając plan ucieczki... Walka nie miała sensu, w tych podziemiach, demonów pod władzą mojego ojca były setki, jeżeli nie tysiące. Nie mieliśmy szans, nawet gdyby udało nam się jakimś cudem oswobodzić z blokujących moce łańcuchów. A może gdybym na spokojnie rozmówił się z ojcem, puściłby mnie i Ariene wolno? Marne szanse, ale zawsze można spróbować. Ale czy w ogóle tu przyjdzie? Jak dotąd nic tego nie zapowiadało, ale przecież kiedyś strażnicy musieli przynieść nam jakieś jedzenie czy wodę... Nawiedziły mnie najgorsze obawy... A co jeśli chcą nas zagłodzić?!... Ale odegnałem je od siebie. Przesiedzieliśmy z Ariene w tym lochu jeszcze parę godzin. A być może kilka minut? Albo całą wieczność? W końcu ciężkie drzwi naszego więzienia otwarły się z głośnym zgrzytem, a w wejściu stanęła jakaś ciemna, niewyraźna postać. Zmrużyłem oczy przed padającymi z wejścia snopami światła. To nie był ojciec, tylko jeden ze strażników. Rzucił na posadzkę jakieś niemiłosiernie cuchnące zgnilizną zwłoki, po czym zatrzasnął drzwi.
- Czekaj! - krzyknąłem za nim
Nie domknął wejścia, przez które spoglądało na mnie jedno z jego błyszczących ślepi. Ariene spojrzała na mnie pytająco.
- Czy... mógłbym porozmawiać z ojcem?
Demon nie odpowiedział, tylko zatrzasnął z hukiem drzwi. Zastanawiałem się czy mnie posłucha, czy może poszedł po jakieś narzędzie tortur. Po krótkiej chwili strażnik powrócił, lecz nie z narzędziem tortur, tylko z moim ojcem, który zgromił mnie spojrzeniem, a Ariene potraktował jak powietrze.
Ariene?