— Misia? — zapytałem, a mój głos odbił się echem od ścian. Nie otrzymałem odpowiedzi. Zacząłem jej szukać, ale jej nie znalazłem. Zmarszczyłem brwi. Może gdzieś poszła? Tak, jutro tu wrócę.
Następnego dnia też wybrałem się do jej jaskini. I znowu jej nie było. Zdziwiłem się i natychmiast poszedłem do Alf z pytaniem, czy gdzieś jej nie posłali. Nie zrobili tego. Nikt też jej nie widział.
Kolejne dwa dni minęły tak samo. Nikt jej nie widział, więc postanowiłem ruszyć na poszukiwania. W ciągu trzech dni przeszukałem całe tereny, ale nie było ani śladu Misi. Zadecydowałem, że użyję mocy.
Jestem świadomy, że mogę nawet umrzeć, jeśli skorzystam z takiego zasięgu, ale muszę ją znaleźć!
Usiadłem na ziemi pokrytej śniegiem i zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie białe macki rozchodzące się ode mnie w każdą stronę świata. Umysłem szukałem Misi, każda moja cząsta skupiona była na tym, żeby ją wytropić.
I w końcu ją znalazłem. Jakieś trzydzieści kilometrów od granicy watahy. Nie czekając na nic poderwałem się do lotu i poszybowałem w stronę wschodu, gdzie natrafiłem na jej ślad. Dwie godziny później byłem już na miejscu i znalazłem się w ogromnej jaskini. Czujnym wzrokiem mierzyłem pustą przestrzeń, aż napotkałem klatkę, w której spała wychudzona i brudna Misia. Podniegłem do niej i zastukałem pazurem w kratę.
— Sirius? — gdy tylko otworzyła oczy rzuciła się w moją stronę.
— No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Czyżby kochaś siostrzyczki? Książę przybył po swoją żebraczkę! — zakpił ktoś stojący w cieniu. Gdy z niego wyszedł zobaczyłem neonowo zielonego basiora z kpiącym uśmieszkiem.— Czyżby Sirius? Marveille coś o tobie wspominała...
Dopiero teraz ujrzałem na ciele Misi liczne rany, niektóre, najwidoczniej świeże, jeszcze krwawiły.
— Zrobiłeś jej krzywdę? — warknąłem, ale już po chwili, gdy nie otrzymałem odpowiedzi, przywróciłem sobie łagodny ton głosu.— Zapytałem, czy zrobiłeś jej krzywdę?
— Owszem — odparł.
— Zabiję cię — poinformowałem go i rzuciłem się na niego.
Misia?