— No jasne, że ci pomogę, Aelin — oznajmiłem i pogładziłem łapą skorupę jedno jajo, to zielono— żółto— niebieskie.— Wujek Sirius wychowa je jak własne.
Zaśmiała się cicho i już chciała je podnieść, ale zatrzymałem ją.
— Może ja to zrobię, tak bez dotykania? — zaproponowałem i podniosłem je telekinetycznie. Poszybowały za nami w powietrzu. Zdecydowaliśmy, że zostaną u mnie i Aelin będzie codziennie przychodzić i pomagać mi w opiece nad nimi.
[parę tygodni później]
— Aelin! — wpadłem jak burza do jej jaskini.— Chyba się wykluwają, chodź!
Pobiegła za mną jak najszybciej. Nie minęło chyba nawet z pięć sekund, gdy staliśmy nad jajami i patrzyliśmy na pękające kawałki skorupy.
Już po chwili po podłodze mojej jaskini tarzały się trzy rozkoszne smoczątka. Dwa były takie same, czarno— srebrne, a trzecie zielone, ze złotymi rogami i pazurami oraz niebieskimi oczkami i plamkami na łuskach. Jako jedyne nie miało skrzydeł i było najmniejsze, ale szybko się do mnie podczołgało i ułożyło obok moich łap, wtulając się w nie.
— Zostałem tatusiem! — uśmiechnąłem się i zaśmiałem.
Aelin?