Zapach obcego wilka podniósł mnie na nogi i za zdziwieniem zastygłem nasłuchując. Pyłem przekonany, że ktoś tu jest. Postanowiłem ruszyć przed siebie. Kroki stawiałem z niesamowitą delikatnością. Starałem się być jak najcichszy. Teraz już wiedziałem, że to samiec. Musiał należeć do tej watahy… Razem z pokonywaniem odległości do przybysza, coraz wyraźniej słyszałem jego niedbale stawiane kroki. Spodziewałem się walki, więc na chwilę przymknąłem powieki, by odświeżyć momenty z mojego życia, które zawsze porządnie stawiały mnie na nogi.
„Zobaczyłem martwą Nyks, twarze przerażonych, zniesmaczonych, gardzących mną pobratymców i zaskoczonych wrogów. Znowu poczułem ten gniew, niemoc, nienawiść do siebie. Pamiętam jak wtedy zacząłem się śmiać. Była broń. W tamtej chwili ostatecznie zamknąłem się przed światem.”
Te wspomnienia wywołały we mnie tego więzionego wariata, który zawsze jest gdzieś w środku mnie. Otworzyłem szerzej oczy, postawiłem uszy, nastroszyłem sierść. Byłem przygotowany.
Gdy wyłoniłem się zza skałki ujrzałem go. Był to czarny basior z długimi uszami i nadnaturalnie żółtymi oczami. Uśmiechnąłem się do niego sarkastycznie;
- Co cię do mnie sprowadza, przybyszu?
Dragon ? Nie Nyks nie zabije się xd