- Właściwie to sam chciałbym wiedzieć. - Powiedziałem bacznie obserwując nowopoznaną. - Pozwól, że również przedstawię Ci werdykt. - Mówiąc to ponownie się uśmiechnąłem ukazując rząd swoich białych, zaostrzonych kłów, było to niecelowe. - Wredna, opryskliwa oraz złośliwa istota która miewa tendencje do pochopnego wysuwania wniosków. - Po tych słowach samica prawdopodobnie zmierzyła mnie wzrokiem, nie mogę tego potwierdzić ponieważ na jej pysku spoczywała maska.
- Spostrzegawczy jesteś. - Wymamrotała.
- Aktualnie znajdujesz się na terenach Watahy Smoczego Ostrza, możesz dołączyć albo sobie pójść, właściwie to nawet nie musisz nigdzie iść bo znajdujemy się niewiele za terenami WSO. - Wytłumaczyłem przewracając przy tym oczami, trochę mnie to nudziło mimo iż to dopiero drugi wilk którego miałem zaprowadzić do alfy.
- A co jak Ci powiem, że już dołączyłam i po prostu chciałam Cię wkręcić? - Zapytała.
- Trudno się mówi. - Spokojnie westchnąłem.
- Dobra weź mnie zaprowadź do tej całej alfy. - Odezwała się po chwili. Bez słowa zacząłem biec, już na początku zdążyłem wywnioskować, że wadera jest niewiele szybsza ode mnie dlatego też złapanie jej nie byłoby większym problemem.
- Zawsze jesteś taka złośliwa? - Spytałem po raz pierwszy w życiu sam z siebie i po raz nie pierwszy nie uzyskałem odpowiedzi.
Wodospad Dimrill był bardzo daleko, wędrówka tam była jednak konieczna, szczerze liczyłem, że spotkam Taravię gdzieś na polu bitwy (oczywiście żywą). Niespodziewanie dosłownie znikąd na drogę wyskoczyły trzy głucholce.
- No spoko. - Mruknąłem pod nosem, głucholce to właściwie nic groźnego. Najpierw nasyciłem całe otoczenie strachem, wyszło mi to idealnie, dopiero po chwili przypomniało mi się, że jestem z towarzyszką i mój ruch był idiotyczny. Szybko rzuciłem się na głucholca który najsłabiej zareagował na mój ruch, wgryzłem mu się w tchawicę i skoczyłem na drugiego. Wylądowałem na brzuchu stworzenia, dlatego też wbiłem w niego szpony i uaktywniłem truciznę która na moje szczęście zadziałała szybko, trzeci biegł już w moją stronę. Obaliłem osobnika, spojrzałem w jego rozbiegane oczy i powoli wyssałem z niego całe szczęście w skutek czego zmarł, towarzyszyły temu głośne krzyki zwierzęcia. Mam chyba dzień dobroci, ponieważ gdy popatrzyłem na trzęsącą się ze strachu z mojej winy waderę, aż mi się przykro zrobiło. Nie zorientowałem się, że dalej pozbawiam szczęścia, podszedłem do wadery a ta zemdlała. Skierowałem swój wzrok na roślinę, zdechła.
- Nie no serio, znowu. - Powiedziałem bijąc łbem o usychający konar drzewa. Zawsze miałem problem z tą umiejętnością, mimo wszystko była ona bardzo skuteczna... Po chwili opanowałem się, wziąłem głęboki wdech i... Moje tęczówki prawdopodobnie z czerni powróciły do normalności. Podszedłem do samicy i tknąłem ją łapą.
- E, śpiąca królewna. - Nie zareagowała. Chwyciłem ją ogonem i położyłem na grzbiecie, ciągnąc ją za ogon spowolniłbym się tylko. Po dość długim czasie nieznajoma obudziła się, za pewne miotało nią zdziwienie i oburzenie.
- Dobry wieczór. - Powiedziałem nie zwalniając biegu, był środek nocy.
Luma? Trauma do końca życia? x D