- Dziękuję - szepnęłam niepewnie, a on się odwrócił, wwiercając we mnie spojrzenie - Dziękuję, że mi wtedy pomogłeś.
Nie odezwał się przez kilkadziesiąt setnych sekundy, które wbiły się we mnie, topiąc wszystko dookoła. Znów nerwowo przestąpiłam z łapy na łapę, czekając, aż otworzy pysk.
- Nie ma za co. - usłyszałam i odetchnęłam.
To pewne, że zauważył moją tchórzliwą postawę. Jednak teraz uśmiechnęłam się promiennie. Bałam się, że zacznie na mnie krzyczeć, albo - o zgrozo! - będzie chciał mnie zabić...
Zadrżałam i potępiłam się w myślach. Nie ładnie oceniać innych po wyglądzie, In!
- Em... - zaczęłam, błądząc wzrokiem po mokrym piasku pod moimi łapami - Nie... Nie jesteś ranny?
Podeszłam do niego, próbując się uspokoić. Ten basior mnie intrygował, aczkolwiek przerażał. Głównie przez wygląd, wydawał się być miły.
- Raczej nie. - odparł krótko
- Na pewno? - wzięłam głęboki wdech, z determinacją spoglądając mu w oczy - Jestem zielarką, mogłabym ci pomóc.
W odpowiedzi jedynie się uśmiechnął, a w mojej głowie znów zaczęły kłębić się pochmurne myśli. Może ma mnie dość? Może jestem zbyt natrętna?
- Przepraszam, jeśli się narzucam. - mruknęłam, wzdychając. Do cholery, uspokój się, Ingreed.
- Nie, nie narzucasz się. Po prostu nic mi nie jest, naprawdę.
- To dobrze. To bardzo dobrze. - zdobyłam się na uśmiech i już pewniej spojrzałam na niego - Jesteś może głodny?
- Nie, dziękuję.
Zapadła niezręczna cisza, która zdawała się trwać tygodniami. Przygryzłam wargę i podeszłam do niego.
- Może chociaż się przejdziemy?
Bi Onyinyo?