- Gdzie Ty byłaś? - fuknęła. To oczywiste chyba. Skoro nie było mnie w bazie to musiałam być w innym miejscu. Jednak dla dowódcy nie było to takie jasne.
- Przepraszam panienkę najmocniej - odparłam złośliwie. Co jak co, ale tłumaczyć się nie zamierzam. Przed nikim.
Naszą jakże interesującą rozmowę przerwała moja towarzyszka. Widocznie nie chciało się jej dyskutować. A szkoda. Miałam jeszcze wiele do powiedzenia. Ustaliła tylko, że o drugiej ma być jakieś tam zebranie, na którym mam być. Chyba wkurzyło ją to, że ostatnio całkowicie zignorowałam jej spotkanko. Po tym wyszła.
Siedziałam, a raczej leżałam w kącie. Spod przymkniętych powiek obserwowałam bawiące się szczeniaki. Westchnęłam cicho. Nadal nie znam ich imion, mimo że już jakiś czas "zajmuję" się nimi. Leloo natomiast łaził tam i z powrotem. Nie przejęłam się nim jakoś bardzo.
Nagle to poczułam. Dziwną energię, której nie mogłam rozpoznać. Ktoś lub coś zbliżało się do nas z dużą prędkością. I z pewnością nie była to Nathing. Ani żaden wilk. Wstałam szybko i kazałam szczeniakom schować się w jednym z kątów. Te widząc mój poważny wzrok wykonały polecenie od razu. Natomiast ja i Leloo podeszliśmy do wejścia i zamarliśmy. Prosto na nas pędziła wielka, czarna kreatura. Pierwszy raz taką widziałam, jednak wiedziałam co to. Czarny. Jakim cudem znalazł tą kryjówkę. Przecież do tej pory, żaden ze stworów nas tutaj nie namierzył.
Szanse mieliśmy marne. Ja, Leloo i banda szczeniaków. Po prostu świetnie. Jednakże Czarny o tych małych, telepiących się kulkach jeszcze nie wiedział. I tak powinno pozostać. Pełna obaw wyszłam z kwatery i zawyłam. Miałam nadzieję, że ktoś mnie usłyszy i przybędzie z odsieczą. Jeśli zostalibyśmy pozostawieni sami sobie, z pewnością stwór wyrżnął by nas jak stado baranków. Piękna perspektywa. Nie ma co.
Zaczęłam warczeć. Z boku musiało to wyglądać komicznie. Żółty kłębek sierści szczerzący zęby na potężne monstrum. Gdybym to nie ja była tam w tym miejscu, to zaczęłabym się śmiać. Ale akurat nie było mi do śmiechu. Bałam się. I to bardzo. Dodatkowo byłam teraz odpowiedzialna za więcej niż tylko swoje życie. Moim głównym zadaniem było zrobić wszystko co się da, by ochronić szczeniaki. Bo o zabiciu potwora nie było mowy.
Stwór odbił się od ziemi i wylądował na poszyciu naszej bazy. Musiałam przyznać, że mimo swojej masy zrobił to z wielką gracją... O czym ja teraz myślę? Powinnam obmyślać plan działania, a nie podziwiać grację i wdzięk Czarnego, który schodził coraz niżej. Wróciliśmy więc do środka. Już pewnie i tak wiedział o szczeniakach, więc lepiej żebyśmy z Leloo stali mu na drodze do nich. Wtedy do kwatery wpadła Nathing. Wpadła to dobre słowo. Nie zdążyła wyhamować i wpadła w ścianę. Parsknęłam śmiechem. Później jej to wypomnę. Teraz szybko i bez marudzenia wykonałam polecenie. To nie był czas na pyskówki. Słyszeliśmy jego pazury szurające o kamień. Nie był to najprzyjemniejszy dźwięk. Szczególnie, że nie mieliśmy pojęcia co się mogło wydarzyć. Analizowałam sytuację, która i tak była beznadziejna. Jednak nie mogliśmy dopuścić aby była jeszcze gorsza. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Ryzykowny i to bardzo. Ale w końcu bez ryzyka nie ma zabawy. Prawda? Przez chwilę analizowałam za i przeciw. Na wierzch wyszła moja tchórzliwa strona, która kazała mi się jak najszybciej ewakuować, nie oglądając się na innych. Wiedziałam jednak, że nie mogłam tak. Należałam w końcu do watahy, a wataha trzyma się razem.
- Mam plan - wypaliłam szybko. Bałam się, że się rozmyślę.
- Jestem najszybsza. Spróbuję odwrócić jego uwagę i odciągnąć stąd. Wy w tym czasie weźmiecie szczeniaki i schronicie się wiecie gdzie.
- Nie ma mowy. Jesteś jedynym medykiem w watasze. Jeśli coś Ci się stanie to będzie nasz koniec. Coś wymyślimy. - Nathing protestowała. Domyślałam się, że tak będzie.
- Nic nie wymyślimy, nie mamy czasu. - warknęłam zgodnie z prawdą. Wzięłam jeszcze dwa głębokie oddechy po czym ponownie się odezwałam.
- Spróbuję zaciągnąć go nad Velar. Jeszcze nikt nie sprawdził czy to monstrum potrafi pływać. - próbowałam rozluźnić atmosferę żartem. Głupim bo głupim, no ale cóż. Rzuciłam jeszcze okiem na wilczki po czym wybiegłam, zanim ktoś mnie zatrzymał.
Stałam obok kwatery. Czarny był o wiele bliżej wejścia niż myślałam. Musiałam się śpieszyć. Podobno te istoty są niesamowicie inteligentne. Dlatego postanowiłam, że zrobię to w czym jestem najlepsza.
- Ej, Ty - zawołałam głośno i uderzyłam w niego piorunem. Oj tak. To co zwykle. Najpierw zygam, a później uciekam by ratować skórę. Tyle, że tym razem miałam uratować nie tylko swoją.
- Świetnie. Udało nam się zwrócić jego uwagę - mruknęłam do siebie po czym trafiłam go gromem jeszcze raz. Rozzłościłam go tym tylko, ale wiedziałam, że teraz za mną ruszy. Zaczęłam biec.
Nathing?