- Ch*lera! - wydarłam się i zatrzymałam gwałtownie.
Moją łapę przeszył okropny ból. Spojrzałam na nią, zobaczyłam krew lecącą ciurkiem z rany, w którą wbity był kawałek szkła.
- Dlaczego mnie to spotyka? - patrzyłam na łapę z zażenowaniem.
- Mogłabyś nie wrzeszczeć? - odezwał się czyjś ponury głos
Odwróciłam głowę.
- Silence... - zmierzyłam go lekceważąco spojrzeniem - Czego chcesz?
- Ja? Niczego. Po prostu przyszedłem zobaczyć, która to irytująca wadera zakłóca mój spokój - spojrzał na mnie z wyższością.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne
- Nie miałem na celu cię rozbawić.
Spojrzałam mu w oczy z pogardą. Muszę przyznać, że aby to zrobić musiałam nieco unieść głowę, gdyż basior był naprawdę wysoki.
- Co tutaj robisz? - spytałam
- Odpoczywałem sobie w spokoju z dala od innych, jednak TY musiałaś się zjawić, nie?
- Gdyby nie to cholerne szkło, ominęłabym cię szerokim łukiem
- Może to przeznaczenie? - spojrzał na mnie złośliwie
- Chciałbyś.
-Zabawna jesteś, wiesz? -zaśmiał się szyderczo
- Uch, nie mam ochoty z tobą gadać
Odwróciłam się, by odejść, ale znów syknęłam z bólu. Zupełnie zapomniałam o skaleczonej łapie, stając na niej. Usłyszałam cichy chichot.
- Co cię tak bawi?! - krzyknęłam, nawet na niego nie patrząc
- Ach te wadery... takie nieporadne.
- Odczep się i zajmij się sobą.
Silence doprowadzał mnie do szału. Poszłam dalej w kierunku watahy, kuśtykając. Silence spojrzał na mnie z litością.
- Czekaj, królewno.
- Słucham? Jak mnie-
Przerwałam, czując, że się unoszę. Momentalnie znalazłam się na grzbiecie basiora.
- Co ty robisz? - spytałam mocno zdziwiona
- Podziękujesz mi kiedy indziej.
Nawet nie zdążyłam sprzeciwić się jego działalności, gdyż Silence pobiegł ze mną na grzbiecie w kierunku watahy.
Silence?