- Ke-sa-me! - Nicolay podbiegł do mnie, a ja ze smutkiem patrzyłam, jak obiekt moich wcześniejszych obserwacji odlatuje bezgłośnie.
- Idioto! - parsknęłam, marszcząc brwi. - Wypłoszyłeś Metkę!
- Metkę? - usiadł obok i wlepił we mnie swoje wielkie, niebieskie oczy - Jaką znowu Metkę?
- No Metkę, baranie. - obruszyłam się, wydymając policzki - Moją Metkę, tą, którą wypłoszyłeś.
- Ale ja nic nie wypłoszyłem!
- Widzisz tu motylka? - wskazałam łapą przed jego nos, a on podążył za nią wzrokiem.
- No... Właśnie nie...
- Właśnie. Bo go tu nie ma! Wypłoszyłeś go!
Zamrugał kilkakrotnie, znów kierując na mnie swoje świdrujące spojrzenie.
- Motylka? Przepraszam...
- Już się nie gniewam. - wyszczerzyłam zęby, rzucając się na niego.
Przewróciłam go, upadł na grzbiet. Mruczał coś pod nosem, niby to zdenerwowany, ale się uśmiechał. Poza tym chyba nikt nie widział go szczerze zdenerwowanego. Nawet pomimo moich usilnych starań.
- Złaź! - odepchnął mnie, jednak ja się nie poddałam. Nigdy się nie poddaję!
Złapałam zębami za jego ucho, ciągnąc je. Zaczął się szarpać, ale w końcu odpuścił.
- Wygrałaś. - mruknął, jednak się nie gniewał. Uśmiechnęłam się.
- A czego chciałeś?
- Nic. Widziałaś gdzieś mamę?
- No przecież jest w swojej kryjówce. Wojna.
Westchnął i spuścił łebek.
- Myślisz, że nic jej nie...
- TATA! - wrzasnęłam, podskakując radośnie
Otóż, moi drodzy, w polu widzenia znalazł się mój ukochany tatuś. Oczy brata jedynie rozszerzyły się na jego widok, a ja w podskokach podbiegłam do niego, rzucając mu się na szyję.
Nicolay?