- Mnie. Się. Nie. Dotyka - warknęłam - Jeszcze raz tak zrobisz to... - przerwał mi ból w klatce piersiowej. Szlag... zanim mnie zabrał musiałam od tamtych dostać...
- Nie ma za co - odparł sarkastycznie. Odwróciłam się i poszłam, kulejąc do.. do watahy? Nie. Nie mam zamiaru tam wracać w tym stanie. Popatrzyłam na krew, ciągnącą się za mną. Tym bardziej nie mogę wrócić do watahy, jeszcze wyczują moją krew. Dopiero będzie jazgot. Spojrzałam na taflę wody. Rozszarpany kark, zadrapanie na podbrzuszu... huh... mogło być gorzej. Weszłam do wody, obmywając się z krwi, a gdy wyszłam, wzięłam duże liście, by zakryć rany. Szkoda, że nie wzięłam odpowiedniego sprzętu na tą "przechadzkę" ale nic nie zrobię. Wtedy usłyszałam kolejne głucholce. Syknęłam, patrząc na piątkę istot. Mimo ran, zaczęłam na nich warczeć. Doskonale wiedziałam, że nie słyszą, ale podobno mają dobry węch, więc wyczują moją nienawiść!
Skoczyłam na jednego i ugryzłam w kark, a cieniem przygniotłam kolejnego. Zostały trzy. Jednego zaatakowałam porządnym uściskiem szczęki. Jeden zaczął mi się wgryzać w kark. Warknęłam na niego wściekle i zaczęłam obijać się o drzewa, by mnie puścił, a gdy to zrobił, udusiłam go cieniem. Ostatni chciał mi uciec, ale zaczęłam biec w jego stronę. W cieniu się teleportowałam do niego, atakując go z powietrza. Przygniotłam go i zabiłam. Byłam bardziej poraniona niż wcześniej, ale... nic mi nie szkodzi i tak przeżywałam gorsze bóle.
- Znalazłem Cię! O... nic ci...
- Nie - warknęłam, słysząc głos basiora - a teraz mnie zostaw.
- Musimy cię zabrać, by...
- Tak, super pomysł! Zaprowadź mnie całą we krwi do watahy, na pewno Głucholce lub Ryszty, lub co gorsza Czarny, nie wyczują mojej krwi i nie zaatakują! - warknęłam wściekle. Czemu wszystkie wilki nigdy o tym nie myślą?!
<Uro?>