Wadera zaczęła mnie wkurzać. Jakby w cale nie wiedziała, kto to jest alfa, i jak należy się do tej osoby odnosić. Trzeba ją nauczyć, że tak wysoko postawione wilki nie będą tolerować takich zachowań. Nocta dreptała tuż za mną, co chwilę przyśpieszając. Doprowadziłem ją do jaskini alf. Usiadłem przy szafce, i wyciągnąłem z niej papier. Czarna jak smoła wadera usiadła na przeciwko mnie, i spojrzała na mnie wrogo. Położyłem kartkę na podłodze, i kazałem jej przeczytać co tam pisze. Z niechęcią zabrała się do krótkiej lekturki. Gdy skończyła czytać, podniosła wzrok i skierowała go na mnie. Nie wiem, co ona sobie myśli, ale jeżeli jeszcze raz powie że nie mam jaj, to naprawdę, ja jej coś zrobię. Zaśmiała się gorzko, i odsunęła od siebie dokument.
- Jak mam niby to podpisać, skoro nie ma długopisu? - Warknęła oburzona. Wysunąłem pazur, i chwyciłem za jej łapę. Lekko wbiłem pazur w jej żyłę, i pociągnąłem do dołu.
- aaa! - Syknęła próbując uwolnić łapę.
- Nie ruszaj się ! - Warknąłem wkur***ny. Kilka kropli krwi skapnęło na grubą kartkę papirusu. Puściłem ją i szybko zabrałem papier. Schowałem go do sejfu z wszystkimi papierami, i zamknąłem mocno.
- I co to miało niby znaczyć? Moja krew? - Warknęła ponownie.
- Podpisałaś właśnie magiczny papier, dzięki któremu dołączyłaś do watahy. Teraz otrzymasz od mojej matki stanowisko, jaskinię i wszystko inne, co potrzebne ci do życia. A teraz, lepiej zniknij mi z oczu, jeżeli chcesz jeszcze stąpać po ziemi. - Warknąłem przyciskając ją mocą do ściany. - Mam gdzieś ciebie, i wszystko co z tobą związane. A jeżeli twierdzisz, że nie mam jaj, to proszę, wyzwij mnie na pojedynek.
Puściłem ją i wyszedłem z jaskini. Buzowała we mnie złość, trzymana już od dłuższego czasu. Czekałem na odpowiedni moment, aby móc ją wykorzystać, i właśnie teraz, ten moment się nadarzył. Nocta wybiegła z jaskini i biegła w moją stronę. Odwróciłem się na pięcie i wyciągnąłem zza pleców swoją katanę. Błyszczała od krwi zabitych przeze mnie potworów i innych bestii. Gdy wadera się zatrzymała, przystawiłem ostrze do jej gardła.
- Nie ręczę za siebie, jeżeli jeszcze raz zawrócisz mi głowę. - Warknąłem i odszedłem. Już do końca dnia jej nie widziałem, i miałem nadzieję, że nie będę musiał znów się z nią kłócić. Jest irytująca, a w dodatku denerwująco bezczelna. W sumie to tak jak ja, ale nie jestem aż tak arogancki i natarczywy. Następny dzień zapowiadał się w miarę okej, ale zniszczyła mi go matka, przydzielając mi do patrolu terenów Noctę, Hannibala i Leloo. Do tych dwóch basiorów nic nie mam, nigdy z nimi nie gadałem, więc raczej nie będzie problemów, ale Nocta? Błagam was, wolałbym iść się powiesić, niż pracować z nią w grupie. Ale z resztą, musi w końcu się podporządkować, bo inaczej sam zadbam o to, aby została wywalona, bez możliwości powrotu. Nasze zebranie miało się odbyć na jakiejś polanie. Tam więc się udałem, bez żadnych problemów dotarłem na miejsce. Tam, czekali już Hannibal i Leloo. Nocty nie było. Mogłem się domyślić, że nie przyjdzie. Raczej nie będzie chciała słuchać moich rozkazów. Usiedliśmy w kółku. Hannibal wyciągnął mapę terenów, a Leloo miał ze sobą małą "mapkę" na której są miejsca, w których jest najwięcej potworów. Rozplanowaliśmy sobie gdzie idziemy najpierw, co i jak, gdy nagle wparowała Nocta.
- Sory za spóźnienie. - Mruknęła. Zmarszczyłem czoło, i wstałem.
- Proszę się usprawiedliwić. Chcę wiedzieć, co Cię zatrzymało, w przybyciu na to ważne spotkanie. - Położyłem uszy po sobie.
Nocta ? Już nic nie wymyślę :v