Zapasy się nam kończyły wiec stwierdziłam, że udam się na małe polowanko. Co prawda łowcą nie jestem, ale chyba poradzę sobie z jakąś sarną czy innym zwierzem. A w czasie wojny nie ma co wybrzydzać. Zje się cokolwiek, ktokolwiek upoluje. A jak komuś nie będzie pasowało, to nie będę go zmuszać do jedzenia. Łaski bez. Więcej dla mnie.
Żwawym krokiem ruszyłam do lasu. Mimo wszystko byłam ostrożna. W każdym momencie mógł wyskoczyć na mnie jakiś stwór. A chwila mojej nieuwagi mogła kosztować mnie życie. A ja nie pchałam się na tamten świat.
Wtedy w krzakach coś zaszeleściło. Automatycznie popatrzyłam w tamtym kierunku i nastawiłam uszy. Zesztywniałam i stanęłam pewniej na łapach by w razie potrzeby zaatakować. Szybko jednak odetchnęłam. Zza krzewu wystawała rogata głowa jelenia, który spokojnie skubał korę roślinki. Uśmiechnęłam się. Cel znalazłam szybciej niż myślałam. Zaczęłam się skradać. Musiałam być bardzo ostrożna, gdyż moje żółtogranatowe futro wyjątkowo kontrastowało na tle śniegu. Nawet jeden niewłaściwy ruch mógł spłoszyć rogacza.
Spięłam wszystkie mięśnie. Wyciszyłam i wyregulowałam swój oddech, tak, że słyszałam bicie swojego serca. Skok. Mój nagły ruch musiał wystraszyć zwierzę, gdyż w kilku dużych skokach uciekł w stronę lasu. Nie było go sensu ścigać. Już pewnie się gdzieś zaszył. Ja jednak nie zdążyłam zatrzymać się. Zamiast utknąć w krzakach jak podejrzewałam, wpadłam na coś twardego. Wpadłam to mało powiedziane. To było raczej zderzenie czołowe. I to dosłownie. Czułam jak na środku czoła rośnie mi ogromny guz. Z resztą chyba nie tylko ja ucierpiałam, ponieważ mój jak się okazało wilczy towarzysz nie był zadowolony. Zerwałam się jak oparzona i szybko połączyłam fakty. To nie ja spłoszyłam jelenia. Tylko ten tutaj.
- Ty - warknęłam groźnie. Przez niego uciekł mi posiłek.
- Czego? - jego głos też nie był zbyt przyjazny. Jakoś nie przejęłam się tym bardzo. Kolejny pan i władca, który myśli, że jest jakimś bożyszczem. Zabawne.
- Wadzisz mi tu. Lepiej dla Ciebie by było gdybyś był w innym miejscu - w tej watasze to ja jestem od patrzenia na wszystkich "z góry" i mieszania ich z błotem. I nie oddam tak łatwo tej posady. Biały basior prychnął na moje słowa i zaczął warczeć. Zdenerwowałam go? Oj, jak mi przykro... Przyjrzałam się mu lepiej. Zero krępacji. W końcu co on mi mógł zrobić? Nic. Nawet gdyby to widział, a nie mógł, ponieważ uniemożliwiała mu maska na moim pyszczku, byłby całkiem bezradny. I tak nie zamierzałam go słuchać.
Dark Rider? Jak obiecałam. I wybacz za opóźnienie ;3