- Ale chyba nie sam, co?
Na jego pysk również wpełznął przepełniony goryczą - ale i pewną ulgą - uśmiech.
- Lubię, jak się uśmiechasz. - skwitowałam, wstając.
Kątem oka spojrzał na mnie, nie kryjąc tańczących w jego oczach ogników. Widziałam w nich także pytanie, zachęcenie do rozwinięcia tematu.
- Cóż, wtedy nie jesteś zwykłym Zero. Tylko takim moim Zero. - mrugnęłam do niego i ruszyłam naprzód, rozgrzewając mięśnie.
Nie odpowiedział, jedynie ruszając za mną. Oboje przyśpieszyliśmy, łącząc rytm naszych kroków w jeden, spójny odgłos.
- Są blisko. Ze dwadzieścia metrów na północ.
- Wiem. - potwierdziłam i wydłużyłam krok, coraz wyraźniej słysząc ich zachrypłe oddechy.
Skoczyliśmy pomiędzy nie, a wokół zapanował chaos. Potwory zwróciły się w naszą stronę, kierując na nas swoje puste ślepia.
Mój mąż zaczął szeptać coś pod nosem, wirując wokół nich. Padały, jeden za drugim. Ja również nie próżnowałam. Tworzyłam ostrza i ciskałam nimi z niezwykłą satysfakcją. Zatapiały się w ich ciemnej skórze, w okolicach tętnic. Wokół nas powstało istne morze trupów.
Skuliłam się mimowolnie, kiedy gęste powietrze przeszył głuchy ryk. Zero, przecinając właśnie ostatniego przeciwnika, podniósł łeb, strzygąc uszami. Skinął łbem w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Przytaknęłam i razem, ramię w ramię, ruszyliśmy do przodu.
Stały tam. Dwa potężne potwory mierzyły się wzrokiem pełnym nienawiści. Z ich boków lała się krew.
Dwa czarne.
Walczyły ze sobą.
Zero?
Rozwińmy akcję! Odkryjmy coś ciekawego :D