- Harbinger? Wszystko dobrze?
- Nie, wracaj, idź do matki, ojca, musisz iść.
Ostatnie słowa, które dałem radę wypowiedzieć.
- Już! Idź!
Na jej twarzy malowało się przerażenie, ból, strach i nie wiem co jeszcze. W oczach pojawiły się łzy. Byłą przestraszona.
- Uciekaj...
Z mojego pyska zaczęła się sączyć krew. Zacząłem iść w stronę przełęczy. Ingreed już nie było, to dobrze. Cały krajobraz zaczynał się rozmazywać. Świtało. Czekałem na to 10 marnych lat. Z oddali szedł wilk o błękitnej maści. Uśmiechała się, była to wadera. Z oddali dobiegł mnie jej głos.
- Witaj Harbingerze. Dawno się nie widzieliśmy. Przyszedłeś po pomoc?
Brakowało mi sił, na co kol wiek, ale tak, przybyłem tu po pomoc.
- Mój drogi, przeszedłeś kawał drogi, aby się ze mną spotkać. Pokonałeś ból, który na ciebie zesłałam, jestem pewna, że zasługujesz na moją pomoc. Teraz zostaniesz ze mną, a kiedy wrócisz, będziesz bohaterem.
- Nie wierzę w to.
KONIEC