30 grudnia 2016

Od Eris

Siedziałam na skale wpatrując się w blask pełni księżyca. Był oszałamiająco piękny, a zarazem szlachetny. Księżyc zawsze kojarzył mi się z czymś dumnym i godnym szacunku. Zawyłam. Słońce w porównaniu do księżyca jest tylko marną namiastką urody. Jedyne co jest w nim piękne to jego zachód. Wtedy wszystko wydaje się zasypiać i pogrążać w błogim spokoju, jaki jest potrzebny na codzień, by utrzymać równowagę duszy. Jego płomienny kolor rozpala w moim sercu ogień, który przypomina mi kim tak naprawdę jestem. Rozpala ogień, który pozwala mi delektować się ciepłem, jakiego nigdy nie doznałam. Westchnęłam głęboko. W pewnym momencie wpatrywania się w księżyc, stanęła mi przed oczami scena z przeszłości. Scena, w której podczas patrzenia na nocne niebo, mój ojciec siłą zabiera mnie do domu i zaczyna rzucać mną po ścianach jaskini, osądzając mnie o próbę ucieczki. Obudziłam się z transu. Odrazu odwróciłam wzrok od księżyca. Chwilę postałam aby dojść do siebie. 
- Znowu to samo...
Nawet łapa, którą niedawno skaleczyłam szkłem opatrzona przez Lumę zaczęła mnie boleć. Postanowiłam wybrać się nad rzekę Valar. Gdy byłam już dosyć blisko, przedzierając się przez roślinność, zobaczyłam szaro-niebieskiego basiora siedzącego nad brzegiem rzeki. Cofnęłam się lekko i obserwowałam go nieufnie zza wysokich traw. Basior machał bezradnie łapą w wodzie. Zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głów. W pewnym momencie spojrzałam w jego oczy. Są całe białe. Tak jak jakby był......niewidomy. Znajdowaliśmy się po obu stronach rzeki. Chciałam się zbliżyć, aby przyjżeć się mu bliżej. Rozległ się trzask. Nadepnęłam na gałąź łamiąc ją. Basior usłyszałwszy to wstał zaniepokojony i kierując swój pusty wzrok na mnie, zapytał:
- Kto tu jest?
Wyszłam powoli zza trawy. Basior chciał do mnie podejść, ale dotknął wody, wystraszył się i odskoczył do tyłu. Nie zauważył, że znajduje się aż tak blisko wody, że mógł do niej wpaść. Odwrócił ode mnie wzrok i wpatrywał się w wodę, jakby widział ją pierwszy raz. Podeszłam bliżej rzeki. Znajdowałam się na krańcu brzegu.
- Kim jesteś? -spytałam nie odrywając od niego wzroku.
Bladooki podniósł na mnie głowę. Cofnął się niezdarnie i uderzył niechcący ogonem w drzewo. Wyglądał na wystraszonego.
- Mercury... nazywam się Mercury - powiedział cicho.
- Co z twoimi oczami? - wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana.
Basior szybko odwrócił głowę.
- Nie patrz na mnie. Proszę.
- Są... piękne.
- Są nijakie! Beznadziejne! - wściekł się.
Widać było, że Mercury chciał się stąd ulotnić. Zaczął się kręcić i szukać wyjścia. W końcu usiadł bezradnie w miejscu.
- Nienawidzę swoich oczu.
Przyjrzałam się basiorowi. Mój instynkt podpowiadał mi, że można mu zaufać. Poddałam się mu i przeskoczyłam na drugą stronę rzeki. Znalazłam się obok Mercury'ego. Był zdezorientowany. Wyczuł, że ktoś koło niego stoi. Spłoszył uszy. Znowu wpatrywał się we mnie swoim pustym wzrokiem. Widzi mnie? 
- To... ty? 
- Eris.
- Eris? Tak się nazywasz?
- Tak - odparłam stanowczo.
- Jeśli mogę ci zadać jedno pytanie, to... co tak właściwie widzisz w moich oczach? - zapytał - Są przecież bezwartościowe.
- Ja... 
Nie potrafiłam znaleźć słów. Nigdy nikomu nie prawiłam komplementów. Sama byłam zaskoczona, że powiedziałam, że są piękne. Zwróciłam wzrok na basiora. Wciąż na mnie patrzył. 
- Ja... po prostu lubię biały kolor.
Nie było to całkiem szczere. Prawda była taka, że podobają mi się, bo przypominają księżyc. Wydają się tak samo szlachetne. Mercury odwrócił głowę, i patrzył przed siebie. 
- Ach tak - prychnął pod nosem i uśmiechnął się delikatnie - przynajmniej tobie jednej nie przszkadzają.
Zapadła cisza. Siedzieliśmy tak patrząc na rwący strumień. Żaden z nas się nie odzywał. W pewnym momencie coś za nami zaszeleściło. Jakby ktoś się za nami skradał. Obróciłam się szybko do tyłu nasłuchując.
- Coś się stało? - zaniepokojony Mercury również się odwrócił.
- Wydaje mi się, że coś usłyszałam - moje ustawione w pionie uszy lekko się poruszały.
Nagle do mnie doszło. Zupełnie zapomniałam o wojnie! Nie wiadomo jakie stworzenie tam czyha! Może to być nawet Czarny! 
- Musimy stąd odejść. Jak najszybciej! - odwróciłam się by przeskoczyć strumień, ale coś mnie zatrzymało. Było to przeczucie, że nie mogę zostawić Mercur'ego samego jak palec. 
- N-nie rozumiem... co się stało? - basior spłoszył uszy.
Nie było czasu na przemyślenia. Jak to zrobił niedawno Silence, tak i ja wzięłam na grzbiet Mercur'ego. Był tak samo zdezorientowany jak ja, kiedy Silence tak ze mną postąpił. To nie w moim stylu komuś pomagać, ale nie miałam serca, żeby zostawić niewidomego w potrzebie. W tej samej chwili zza krzaków wyskoczyły dwa Ryszty. Jeden z nich chciał się na nas rzucić, ale nie zdążył, bo przeskoczyłam na drugą stronę rzeki. Nie oglądając się biegłam z Mercurym na grzbiecie do watahy. 
- Co się przed chwilą stało? - spytał basior.
Pokręciłam głową.
- Już nieważne. Ale dam ci jedną radę. Nie błąkaj się samotnie po naszych terytoriach. Przecież trwa wojna.
- Postaram się - skinął delikatnie głową.
W końcu bezpiecznie dotarliśmy do watahy. Nie ukrywałam zmęczenia. Dyszałam jak pies. Odstawiłam Mercur'ego i odeszłam.
- Poczekaj! - krzyknął basior.
Odwróciłam w jego stronę głowę patrząc na niego bez wyrazu.
- Tak?
- Dziękuję... 
Kiedy to usłyszałam poczułam coś dziwnego. Zaskoczył mnie. Nigdy wcześniej nikt mi nie podziękował. 
- Nie ma za co - odparłam cicho i poszłam dalej w swoją stronę. 
Wilki są naprawdę dziwne.

Mercury? Ze specjalną dedykacją dla Mercury oraz mojego taty, który niedawno obchodził urodziny <3

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template