Truchtałam spokojnie po Wzgórzach Evendim. Przysiadłam i spojrzałam w wieczorne niebo. Różowe, puchate obłoczki płynęły w dal... Rozmarzona położyłam się na wilgotnej trawie. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy natury. Ach... Żeby mogło być tak już wiecznie. Pomyślałam o matce. Ciekawe co u niej? Potem przyszła myśl o NIM. Warknęłam sama do siebie. Kiedyś go zabije. Musze tylko urosnąć w siłę. Mama zawsze mówiła że widzi we mnie potencjał. A ja lizałam ją wtedy w nos i chichotałam mówiąc że mam taką nadzieję. Westchnęłam. Moje życie byłoby zupełnie inne gdyby nie Darmin... ANGIE! Przestań w końcu o nim myśleć. Skarciłam siebie. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie szmer. Usiadłam i nasłuchiwałam. Uśmiechnęłam się. Zając. Przekąska gotowa. Trzeba tylko złapać. Przylgnęłam brzuchem do ziemi i podczołgałam się do źródła dźwięku. Zwierzątko nadstawiło uszka. Wyskoczyłam na zająca, który w ciągu sekundy zerwał się do biegu. W szaleńczej gonitwie omijałam coraz to większe kępy traw. Biegłam z zającem kilka metrów przed moim nosem. Odległość ta zmniejszała się z sekundy na sekundę. Kiedy już prawie miałam go w zębach, zwierzak zniknął w gęstej trawie. A ja z rozpędu poleciałam za nim. Niczym głupiutki szczeniak zaklinowałam głowę w zajęczej dziurze. Warczałam, szarpałam, ciągnęłam. Bez skutków. Na bogów, jak się stąd wydostać? Westchnęłam. Hm? Mogłabym przysiąc że słyszę złośliwy chichot zająca! Parszywiec.
- Kiedyś cię dopadnę! I wtedy będziesz się miał z czego śmiać, głupi zwierzaku!!! - groziłam zającowi. Uspokoiłam się w miarę możliwości. Ziemia wokół mnie pokryła się szronem. Moja sierść zabłysła a norka rozpadła się. Nareszcie wolna! Strzepnęłam resztki ziemi z futra i udałam się do Centrum. Może zajdę jeszcze do sklepu? Nie... Mam mało pieniędzy, a poza tym jestem zmęczona tym zajściem z zającem. Najlepiej będzie jeśli od razu pójdę do jaskini. Tak jak pomyślałam, tak zrobiłam.