Już z oddali widziałam jego biało-błękitną, nieruchomą sylwetkę. Leżał pośród suchych liści, a wokół niego wirowały głucholce, połączone śmiercionośnym tańcem z Hannibalem. Przygryzłam wargę, widząc, jak potwory podchodzą do mojego brata, wyciągając do niego swoje ciemne łapska.
Tuż obok mojego łba wytworzył się drobny, ostry pocisk, którym cisnęłam w jednego z nich. Wciąż kulejąc podeszłam bliżej, ukazując się Hannibalowi. Spojrzał na mnie, zlustrował wzrokiem moją zabandażowaną łapę. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, widząc, jak chmara niskich postaci napada na mnie.
Zamknęłam oczy, słyszałam, jak ktoś mnie woła. Otoczyłam Asa metalową barierą, kątem oka zauważając jak Hannibal tworzy półprzeźroczystą osłonę wokół siebie. Zupełnie jakby zrozumiał, co mam zamiar zrobić.
Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam mocno powieki, czując, jak świat wokół zaczyna wirować. Potwory uniosły się, zawzięcie machając chudymi kończynami. Gałęzie drzew, rwane wiatrem, szumiały złowrogo. Skupiłam się na postaciach potworów, chcąc zranić jedynie je. Było ich kilkanaście, może trochę więcej. To musi się udać, nie widzę innej opcji.
I nagle poczułam się, jakby potworów były setki, a one same wyciągały ze mnie całą energię. Zaczęłam krzyczeć, czując buzujący we mnie strach, ale też gniew. Nikt nie może krzywdzić mojej rodziny. Nawet, jeśli jako rodzinę rozumie się Asacrifice.
Ich chude, obrzydliwe ciałka zaczęły wić się w konwulsjach, wirując wokół mnie. Zaparłam się na łapach i otworzyłam oczy, kiedy bestie zaczęły dosłownie pękać, rozpadając się na krwawe kawałki.
Cóż, dość obrzydliwy widok.
Po chwili jednak upadłam, wykończona, mając nadzieję, że pozbyłam się wszystkich.
Oślepiające promienie słońca wyrwały mnie z transu. Rozejrzałam się, próbując przypomnieć sobie to, co zrobiłam. Czyżby baza oddziału II?
- Hannibal was tu przywlókł. - usłyszałam łagodny, drżący głos mojej siostry. - Asacrifice się już zajęłam, był w poważnym stanie. Twoją łapę też uleczyłam.
- To dobrze. - odparłam i zdałam sobie sprawę, że może jednak powiedziałam to zbyt chłodno.
Ingreed odwróciła wzrok i pospiesznie wstała, odchodząc. Ja wstałam, łapiąc się za głowę. Spojrzałam w stronę stojącego nieopodal Hannibala i skinęłam w jego kierunku łbem, śląc mu nieme podziękowania.
- Jak tam? - zapytałam kąśliwie, widząc wyłaniającego się zza ściany brata.
Asacrifice? Teraz ja się popisałam xD