Obudziłam się w nocy. Coś było nie tak. Moje oko sczerwieniało. No nie... Musiałam go obronić, to moja powinność. Wstałam, i oświetliłam jaskinię wzrokiem. Nic nie widziałam. Kolor nie robił się mocniejszy, co było bardzo dziwne. Podeszłam do wejścia jaskini. Nadal nic. I... Poczułam silne ugryzienie w szyję. Podskoczyłam przerażona. Zaczęłam odczuwać jakąś dziwną lekkość, i lekki niedowład w łapach.
- Max...! Pomóż!
Basior się obudził. Uderzył przeciwnika, ale sam oberwał, nawet nie wiem od kogo. Najwyraźniej też czuł to co ja, bo łapy mu się plątały. Bałam się o niego. Mimo iż ledwo co czułam łapy, starałam się do niego podbiec, i ująć jego łapę. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Moje nadal było czerwone.
- Damy radę! Obiecuję! - krzyknęłam, gdy jedno ze stworzeń próbowało odciągnąć mnie od Maxa.
Poczułam do niego prawdziwe uczucie. Teraz była to miłość, a ja nie pozwolę mu zginąć. Niestety, stwór uderzył mnie w głowę, zemdlałam.
Max?