Zmieniłam się w cień, lecąc do lasu. Przed tym wzięłam torbę, by tam dać jedzenie. Gdy po drodze odnalazłam zwierzynę, skoczyłam na nią, przybierając fizyczną formę i wbiłam się zwierzynie w kark swoimi kłami, przy okazji wbijając pazury. Jeleń się szarpał, ale gdy go unieruchomiłam własnym cieniem, ten padł jak mucha. Wyjęłam z torby coś ostrego i zaczęłam ciąć zwierzynę, chowając kawałki mięsa do torby. Gdy sama się „poczęstowałam" teleportowałam się do watahy. Zobaczyłam mojego „przyjaciela". Ascrifice'a. Chciałam go ominąć, lecz ten mnie zatrzymał.
- Co? - fuknęłam.
- Nie przywitasz się? - uśmiechnął się szyderczo.
- Po co? - ruszyłam dalej. Niektórzy naprawdę mnie wnerwiali... Wtedy zobaczyłam tego... Beasta. I to niestety obok swojej narzeczonej... Zgadnijcie co robili. CAŁOWALI SIĘ. W ogóle, jaki jest sens całowania się w publicznym miejscu? Naprawdę, gdybym mogła, wytępiłabym w ogóle ten gest. Pocałunek? Pff... Komu on się przydaję? Co on takiego robi, hm? Utrzymuje przy życiu? Chciałabym to zobaczyć. Książka pod tytułem „Jak pocałunek potrafi utrzymać przy życiu, napisane przez idiotę". Parsknęłam śmiechem. To byłoby dobre.
- Nocta Draken? - usłyszałam głos basiora. Odwróciłam się. Za mną stali Ingreed ze swoim partnerem. Wyczuwałam ich miłość do siebie. Zaraz się chyba porzygam na miejscu...
- Czego chcecie? Jestem zajęta - warknęłam.
- Robimy spotkanie dla oddziałów II, III, V i IV - odparła Ingreed. Zakochani popatrzyli na siebie. Poczułam, jak ich miłość rośnie tak mocno, że zaczęło mnie boleć serce od tego idiotyzmu. Wróć, ja nawet nie mam serca. Warknęłam cicho.
- Każdy ma obowiązek przyjść. Dzisiaj w nocy, by niepokoić watahy.
- Jasne - powiedziałam przez zęby. Odwróciłam się, podchodząc do cienia, a z niego się teleportowałam na najwyższy punkt na naszych terenach. Wzięłam głęboki wdech. Zamknęłam oczy, kładąc się. Wtedy poczułam wspomnienia z laboratorium...
- Prawie ci się udało teście 05413444... Ale jesteś za słaba na takie rzeczy jak zabijanie.
- N... nie jestem żadnym... testem 05413444... JESTEM NOCTA DRAKEN!
Uniosłam uszy, podnosząc głowę. Wiatr pieścił mi sierść, a ja patrzyłam na tereny. Wszystkie wilki były szczęśliwe, uśmiechnięte. Mimo tej wojny. Pewnie dlatego, że mieli rodzinę, partnerów i tym podobne. Ciekawe jakby zareagowali, gdyby się przekonali, że jest tutaj wadera bez pojęcia o swojej przeszłości.
Większość wilków, które mnie zna, chociaż trzydzieści minut, pytają się mnie, skąd u mnie taki charakter... No oprócz jednego wilka.
Odpowiedź? Dzięki temu przetrwałam.
Któryś wilk z danego oddziału, wymienionego w opowiadaniu? (Alfy też mogą odpisać)