23 grudnia 2016

Od Nathing

Śnieg cicho opadał na ziemię, a niebo było jasne i zachmurzne. Piękna, cudowna pogoda. Trudno było się spodziewać ataku w taki piękny dzień. Nic dziwnego, że w bazie zostałam sama. No, prawie. W jaskini spały jeszcze mała waderka i basiorek: Kesame i Nicolay. Ile to ja mam tych szczeniaków w bazie?
Irytowała mnie niesubordynacja w moim oddziale. Nikogo nie ma, nikt nie myśli nad planem, ja zostaję sama z młodymi, a oni się szwendają po terenach innych oddziałów, wrócą zmęczeni i poturbowani... o ile w ogóle wrócą. Kto ma wymyślić strategię? Może ja? Miałam wrażenie, że tylko ja traktuję wojnę na poważnie. Może zbyt poważnie..?
Westchnęłam i przysiadłam obok wejścia do bazy. Wiał wiatr, lekko targając moje futro. Nagle ciszę przerwał wściekły ryk. Niebo przeciął czarny stwór. Wstrzymałam na chwilę oddech śledząc jego lot. Pięknie, po prostu pięknie. Brakuje mi jeszcze do szczęścia, żeby Czarny tu wylądował. On jednak minął nasz punkt i wylądował daleko za centrum. Na terenie Oddziału IV, o ile się dobrze orientuję.
Podniosłam się, żeby po raz setny zajrzeć do małych alf, kiedy spomiędzy drzew spora wynurzyła się głowa o podłużnych uszach, długim pysku, z którego ciekła ta toksyczna ślina i czerwonej grzywie. Kyon wystawił swój fioletowy język i poruszył zozdrzami, jakby węszył. Przez chwilę stałam nieruchomo, mając nadzieję, że mnie nie zauważy, ale wkrótce dotarło do mnie, że i tak wyczuje nasz zapach. Skuliłam się i skoczyłam na niego, zanim przekręcił łeb w stronę wejścia. Po chwili leżał martwy, w kałuży własnej trucizny i krwi. Zanim zdążyłam ochłonąć i zastanowić się, jak zabezpieczyć truciznę i co zrobić z ciałem, śladem Kyona wynurzyły się Głucholce. Jakim cudem nie wyczułam tak licznej grupy. I skąd, do diaska, te wszystkie potwory tutaj? Czyżby inne oddziały zawiodły? Nie miałam czasu na rozmyślania. Zabezpieczyłam bazę niewidzialną osłoną i obudziłam Kesame z bratem.
- Chodźcie, idziemy do mamy - powiedziałam do nich, tworząc z powietrza tunel, którym mógłby iść normalny wilk. Zatrzymałam czas i uniosłam ich mocą nad podłogę. - Skaczemy na trzy - poinstruowałam rozochocone nową umiejętnością wilczki - Raaz, dwaa, trzy! - zawołałam, po czym wskoczyłam za nimi do tunelu. Nałożyłam na bazę jeszcze dwie warstwy ochronne, mimochodem zakładając Nicolay na szyi metafizyczny klucz, który pojaśniał i zniknął. - Ruszamy - pośpieszyłam szczeniaki. Choćbym zatrzymała czas na zawsze, ciąg dalszy i tak w końcu nastąpi.
,,Trzeba uprzedzić Oddział I o całym zajściu. A przede wszystkim muszę porozmawiać z Taravią" pomyślałam.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template