29 grudnia 2016

Od Nathing cd. Luma

Co ona sobie wyobraża? Czarny poszedł za nią. Miał o wiele dłuższe łapy, skrzydła i zwinność kota. Wadera biegła szybko i zręcznie unikała złapania, ale to na nic. W końcu musiało to nastąpić. Rozwścieczony rzucanymi przez nią piorunami stwór przyspieszył i skoczył na Lumę. Miał ją.
Byłam tak wściekła, że miałam ochotę kląć. Jednak wilczyca przegoniła go od miejscówki szczeniaków. Trzeba było to wykorzystać.
Rozejrzałam się po wnętrzu. Szczenięta, ja i Leloo. Żadnych zakamarków do ukrycia się, niczego. Znów skupiłam się na Czarnym. Opierzony lew ryknął wściekle, bo znowu oberwał piorunem i puścił Lumę jedną łapą, ale drugą wciąż przyciskał ją do skalnej ściany. Żółta plamka zaczęła się rzucać i wyrywać. Niepotrzebnie, nie miała jak uciec, wisząc wysoko w powietrzu.
- Leloo - zwróciłam się nagle do basiora - Do ostatniego budynku będzie mu trudno się dostać - milczał - No tak czy nie?
- Powinno.
- Świetnie. Zaprowadź tam szczeniaki. Zaraz tam będę.
Leloo bez słowa ruszył ze szczniętami we wskazane miejsce. Ja zostałam na swojej pozycji, bacznie obserwując szamotaninę przy skale. Równocześnie śledziłam mocą wędrówkę maluchów. Luma wciąż jeszcze żyła i miała się w miarę dobrze, co poczytałam jej za zasługę. Czekałam aż Leloo dotrze z młodymi na umówione miejsce, ale patrząc na Lumę nie byłam pewna, czy wytrzyma tak długo. Zostało im jeszcze sto metrów...
Czas. Dlaczego zawsze w takich sytuacjach o nim zapominam? Zatrzymałam czas i przetransportowałam nieruchome szczenięta i przypieczętowałam je barierą ochronną.
Czas start.
- Zostańcie tu - poleciłam pyszczkom o przerażonych ślepkach - My sobie poradzimy, a wy jesteście tu bezpieczni.
- Naprawdę wszystko w porządku? - zapytało któreś z nich.
Nie. Nic nie było w porządku. Czarny był bliski wykończenia Lumy, a ja zostawiałam młode bez opieki tuż obok niego. Jednak uśmiechnęłam się, żeby uspokoić małe.
- Spokojnie. Zostańcie tu.
Po czym zaczęłam biec.
- Chodź ze mną - krzyknęłam mijając Leloo. Basior ruszył za mną. Dobrze mieć w takich sytuacjach wsparcie.
Posłużyłam się prędkością, żeby szybciej dotrzeć do Lumy. Przybyliśmy w momencie, w którym udało jej się uwolnić - i spadała w dół. W ślad za nią pikował Czarny. Przy pomocy mocy złapałam ją i postawiłam na gruncie. Wadera była poraniona, lecz nie zauważyłam u niej żadnych poważniejszych obrażeń. Cała nasza trójka znajdowała się w tej chwili w jednym miejscu, toteż Czarny zaatakował nas wszystkich. Ja i Leloo skoczyliśmy mu na skrzydła, bo, jak twierdził basior, to był jego najsłabszy punkt, a Luma zaczęła rzucać piorunami. Wdrapałam się potworowi na grzbiet, a ten kręcił się i ryczał. W pewnym momencie dostałam piorunem i grzmotnęłam o ziemię. Jak najszybciej się podniosłam i razem z Lumą - że też wcześniej na to nie wpadłam - zaatakowałyśmy jego podbrzusze. Z Leloo na górze w końcu udało nam się wykończyć pokrakę. Luma była cała we krwi, z resztą ja nie wyglądałam lepiej. Pytanie tylko - w posoce swojej czy monstrum?
Miałam ochotę rzucić jakąś złośliwą uwagę, ale nie miałam serca. Zmierzyłam waderę wzrokiem i ruszyłam w stronę moich najmłodszych podopiecznych, znacząc drogę śladami krwi.


<Luma?>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template