- To tak, ja sobie idę a ty, rób co chcesz...
- Ale jak to ! Ja.. ja .. nie znam nikogo.. i nie wiem gdzie mieszkam...
Wadera opuściła lekko głowę. Czy ona bierze mnie na litość ? Nie lubiłem być w towarzystwie, ale jej się chyba udało...
- Dobra. Zrobimy tak. Zaprowadzę cię do jaskini. Trochę Cię oprowadzę, pokażę Ci posterunek i na tym koniec.
Tap się uśmiechnęła. Jej futro przybrało bardziej kolor naturalny, spokojniejszy.
Poszliśmy w kierunku jaskiń. Weszliśmy w jedna z ogromnych jaskiń w górze, w niej były mniejsze, nasze. Jej znajdowała się na prawym boku niedaleko jaskini Beast'a. Nic jeszcze w niej nie było, nikt tam jeszcze nie mieszkał. Ruchem głowy wskazałem Tap, że to jej. Usiadłem przed nią i pozwoliłem się jej rozglądnąć. Po Paru minutach oględzin, wadera wyszła z uśmiechem na pysku.
- Idziemy dalej. - powiedziałem uradowanej wilczycy.
Po wyjściu z jaskiń, poszliśmy nad Wodospady Dimrill. Osobiście nie przepadałem za tym miejscem, zważywszy na dużą ilość wody... Trzeba było jednak przyznać, że jest to z piękniejszych miejsc. Udaliśmy się potem nad Gondolin, Zrudła Isildur, Doline Engethreen i do Biblioteki. Wadera cały czas była tak podekscytowana, że nie zwracała uwagi na niebezpieczeństwo. Ja natomiast starałem się nie tracić czujności, nigdy nie wiadomo było co czyha za rogiem.
Dotarliśmy do Puszczy Nargothrond. Gęstwiny roślin i drzew. Musieliśmy jednak przejść przez nią kawałkiem, by dotrzeć do cmentarza i grupy VII. Coś mi jednak mówiło, że będą kłopoty. Oczywiście Tap była w siódmym niebie, nie zwracała na nic uwagi. Niedawno się zagapiła i prawie wpadła do bagna, dobrze, że ją złapałem za futro.Nagle mój nos coś wyczul, dziwny zapach zdechłego mięsa. Wtedy mnie olśniło. Postawiłem łapę przed waderą, a ta popatrzyła na mnie zagadkowo. Staliśmy, a ja słuchałem, coś się do nas zbliżało, szybko, i nie było samo.
- Biegiem...
- Co?
- No biegnij, wadero !!! - natychmiast poderwaliśmy się do ucieczki.
To były Fungi! Co najmniej 4. Już za nami biegły.
Dotarliśmy do Rzeki Valar. Woda była głęboka i rwąca po ostatnich deszczach. Stanęliśmy nad brzegiem.
- Co robimy?! - krzyknęła na mnie Tap.
- One mają słabość. To woda, niestety to też moja słabość... - zbliżały się.
Poparzyłem na waderę. Chwyciłem ją za futro i wyrzuciłem na środek rzeki. Wilczyca automatycznie użyła swojej mocy i uniosła się w powietrzu na tyle by znaleźć się na drugim brzegu. Na mnie natomiast pędził Fung. Wpadł ze mną do rzeki. Nurt pędził tak szybko, że nie mogłem się wydostać. Straciłem przytomność.
Obudziłem się mokry i zziębnięty w lesie. Nie kojarzyłem zapachu ani okolicy. Pewne było tylko to, że nie jestem na terytorium watahy.
Tap ;D