25 grudnia 2016

Nathing cd. Gavin

Jak ono się nazywało? Miruy? Miryu? Raczej nie... Miriyu..?
- Witaj, mała - powiedziałam najmilej, jak potrafiłam. Miriyu milczała. Zerknęłam na Leloo. - Jest w naszym oddziale?
Kiwnął łbem.
- To szczenię.
Westchnęłam. To zdążyłam zauważyć. Kolejne u nas.
- Lubisz czarować? - zapytałam waderkę, a ta potaknęła. - Umiesz już coś?
- Umiem zmieniać kształty... - powiedziała cicho i zarumieniła się.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok padł na półkę ze szklanymi buteleczkami ze śliną Kyona, którą zebrałam, gdy w końcu znalazłam Eskandera i unieszkodliwiliśmy Głucholce. Szczęśliwe podczas walki nikt w nią nie wszedł. Nie udało mi się nadal złapać Taravii. Będę musiała w końcu ją poinformować o całym zajściu.
Uniosłam jedną z fiolek i zatrzymałam ją przed pyskiem Miriyu. W truciźnie pływała kropelka krwi potwora. Odkorkowałam flaszeczkę.
- Potrafisz wydobyć stąd tą ciemną ciecz? - spytałam - No, spróbuj.
Wilczycy szło dobrze. Uformowała z posoki Kyona kuleczkę i zaczęła powoli przeciskać ją przez otwór. W pewnym momencie Leloo spojrzał na mnie dziwnie i zaczął:
- Nathing, czy to jest... - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie - Ale przecież ona jest silnie trująca! Kilka kropel może zabić dorosłego wilka!
W tym momencie dzieło Miriyu eksplodowało, rozpryskując się po całym pomieszczeniu. Jak to dobrze, że to ja trzymałam flakonik.
Zatknęłam korek z powrotem i spojrzałam na Leloo wzrokiem pełnym dezaprobaty.
- Zdekoncentrowałeś ją.


<Gavin?>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template