- Ale wiesz, że i tak wszyscy się dowiedzą? Jestem córką alf.
- Wiem. Ale na to jeszcze czas.
- Może... - westchnęłam, zastanawiając się, jak zareaguje matka. Chyba lubi Harbingera, więc może nie mam się czym martwić?
Z niepokojem spojrzałam na ciemne niebo. Wiatr powoli się wzmagał, a brunatne, mokre liście szeleściły złowrogo.
Podskoczyłam, kiedy powietrze zadrżało, a do naszych uszu dopłynął potężny huk.
- Co się stało? - zapytałam cicho, jakby sama siebie - Harbinger?
- Sprawdźmy to. - wyprostował się.
- A Miriyu?
- Poszła do Leloo, jest bezpieczna.
- OK. - przymknęłam oczy, a kiedy je otwarłam, puściłam się pędem w stronę huku.
- Myślisz, że są ranni? - zapytał, widząc, jak nerwowo się rozglądam.
Zacisnęłam zęby, nie odpowiadając, i przyśpieszyłam. Mój oddech przyśpieszył, a do oczu napłynęły łzy. Dym. Pełno dymu. I pełno wilków.
- Co tu się dzieje?! - zapytałam, czując, jak serce boleśnie zaciska się w mojej piersi.
- Ingreed. - usłyszałam roztrzęsiony głos Lionell - Coś zaatakowało cały Oddział III.
- A co wy tu robiłyście? - zapytałam, spoglądając na Lionell i Revenge.
Ach. Więc dopiero tu dotarły. Jakiś potwór, tak. Mhm. Dużo rannych. Nikt nie zginął? To dobrze. Ja? Dowódcą? Naprawdę? A, no tak. Dowodzić? Teraz?
- Ingreed.
Cichy głos Harbingera opadł na mnie, wzięłam głęboki wdech. Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam w stronę leżących bezwładnie ciał. Wszędzie pełno pyłu, dym ogranicza pole widzenia, nowe potwory wciąż nadchodziły.
- Czekamy na polecenia. - spojrzał na mnie, a ja znów przymknęłam oczy. Czas wziąć się w garść.
- Lionell, my szukamy i leczymy rannych. Revenge, osłaniaj Lionell, a Ty, Harbinger, biegnij po posiłki. Długo nie wytrzymamy.
Niepewnie skinął łbem.
- Na pewno?
Przytaknęłam i ruszyłam w stronę potworów. Czas się wykazać.
Oddziale II?