Nie chciałem odpowiadać na to co przed chwilą powiedziała. Zapatrzyłem się w zamarzniętą taflę jeziora. Moje przemyślenia przerwała wadera wtulając się we mnie. Zamyśliłem się, przez chwilę miałem ochotę iść w świat, odejść i nie wrócić...Ale moja żona na szczęście zrozumiała, że nie jestem żadnym duchem. Odetchnąłem z ulgą.
- Kocham cię Taravio. - Szepnąłem. - Nawet ułożyłem dla ciebie krótką rymowankę, czy tam wierszyk, sam nie wiem jak to nazwać.....
Złota wadera podniosła głowę i spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Co dzień widzę twoje oczy...Dotykam twoich włosów...Jedyne co chce słyszeć to barwę twojego głosu. - Ponownie szepnąłem a na mój pyszczek wpłynął ciepły uśmiech. Długo myślałem nad tym tekstem...Myślę że Taravii się spodobało. Objąłem ją łapą, i znów się zamarzyłem.
- To...Mówisz, że mamy dwójkę szczeniąt? - Przerwałem głuchą ciszę.
- Em...Tak...Waderę i Basiora...Kesame i Nicolay...- Mruknęła niepewnie. Uśmiechnąłem się. Moja rodzina szybko się rozrasta...Przypomniało mi się, kiedy poznałem Taravię...Może na początku traktowałem ją tylko jak koleżankę, ale....Ale teraz nie wyobrażam sobie co by było, gdybym jej nie poznał. Pewnie nie byłbym szczęśliwym ojcem 6 szczeniąt, nie licząc oczywiście Asacrifice, bo dla mnie, ten gnojek nie jest żadną rodziną. Raiden, Loedia, Ingreed, Kesame, Nicolay i Louis....Mam nadzieję, że kiedyś też spotka ich takie szczęście jak mnie. Chwilę się zamarzyłem, ale za chwilę wyrwała mnie Taravia. Oderwała się ode mnie i zaczęła się rozglądać z niepokojem.
- Wyczuwam głucholce, są blisko. - Zastrzygła uszami.
- Nie wiem co to jest, ale roz****dole to gówno. - Mruknąłem i wstałem.
Taravia? xD