- Alfo. - Will podeszła do Taravii, a ta z ciekawością przyglądała się znalezisku - Znaleźliśmy ją w krzakach, siedziała tam zupełnie sama.
- Pomyśleliśmy, że mogłaby przydać się do jakiś badań, czy czegoś tam. - mruknąłem, patrząc wrogo na matkę. Ona zresztą odwdzięczała się tym samym.
- Dobrze, dziękujemy. Na pewno się przyda.
Will porozmawiała z nią jeszcze chwilę, a ja stałem w ciemnym kącie, chcąc jak najszybciej wyjść. Nie miałem zamiaru gadać z matką o pierdołach.
W końcu jednak moja towarzyszka podeszła do mnie, dając mi znak, że wszystko załatwione. Powoli wychodziła, a ja odwróciłem się jeszcze, napotykając wzrok Taravii.
- Nie ważcie się jej zabijać. - warknąłem, wychodząc. Zatrzymał mnie jednak głos alfy.
- Nagle zacząłeś się o kogoś martwić? - uniosła brew, patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami.
- Na pewno nie o fungę. - syknąłem - Po prostu tak chciała Will.
Wyszedłem, zanim zdążyła jakkolwiek odpowiedzieć.
- Myślisz, że nic jej nie zrobią? - zapytała czarna wadera, a ja spojrzałem w jej kolorowe oczy. Więc jednak nic nie usłyszała. To chyba dobrze.
- Nie bój się. - uśmiechnąłem się gorzko - Wiem, że nic jej nie zrobią.
Will?
Przepraszam, że krótkie!!