- Stój - powiedziałem z spokojem. Wilk się zatrzymał. To ta wadera z oddziału VII. – Czekaj, jak się nazywałaś? - Zapytałem unosząc jedną brew.
- Avalanche - odwarknęła. Była wystraszona, zestresowana.
- Taravia kazała udać się Wam do bazy - podniosłem głos.
- Zapomniałam gdzie mamy bazę… - powiedziała kuląc uszy.
- Cmentarz, zaraz mogę Cię odprowadzić, więc możesz zaczekać. - Wadera usiadła. Moje miecze połyskiwały, sierść na moim karku jeżyła się od uczucia, że niedługo znowu ich użyje. Tak dawno nie były wyciągane z pochwy. Były wykute z najlepszych mieszanin metalu. Nie były srebrne, nie były złote. Były niebieskawe z delikatnym przebłyskiem czerwieni.
- Idziemy.
Wadera pobiegła przede mną, a ja osłaniałem tyły na wypadek ataku. Spokojnym tempem dobiegliśmy do wodospadu. Wszystkie wilki tam czekały.
- Gdzie byłaś? - Zapytał donośnym głosem Zero.
-Avalanche zapomniała gdzie ma bazę, a ja obserwowałem zbliżającą się armię. Są już na skraju Zatoki Błękitnej Mgły, i napierają. Szykują się do ataku. Czy mamy przygotowywać się na pierwszą walkę? - Wytłumaczyłem i zapytałem. W środku wszystko się cieszyło, że znowu będę walczyć. Nie okazywałem tego, bo mogą pomyśleć, że jestem jakiś upośledzony (XD).
- Tak. - Wypowiedział. – Wracaj do swojej bazy, przekaż Taravii, że spotykamy się na skrajach.
Kiwnąłem głową. Pobiegłem ile sił w nogach. Wpadłem do jaskini.
- Taravio! Zero każe szykować się na pierwszą walkę, spotykamy się na skrajach z oddziałem VII.
- Jasne, słyszeliście co powiedział?! Bierzcie bronie! Za piętnaście minut wyruszamy!
Wiedząc, że moje miecze były zawieszone na moich plecach, po prostu wyszedłem przed jaskinię. Stała tam Taravia z rozszerzonymi oczami.
- Masz może jakiś plan? - Zapytałem.
- Nie wiem sama, możemy uderzyć tak, że wilki z mieczami, tym samym Ty, pójdą na środek, a wilki z inną bronią uderzą od boków. To może rozproszyć wszystkie potwory i rozdzielą się na mniejsze grupy, dzięki temu mamy większe szanse.
- Dobry plan - powiedziałem i ustawiłem się obok reszty wilków.
- Gotowi? - Zapytała alpha naszego stada.
- Tak. - Wypowiedziały wilki, niektóre gotowe, inne przestraszone. Szliśmy bez żadnego szmeru. Doszliśmy na umówione miejsce, stał tam już oddział, z którym miałem do czynienia jeszcze pół godziny temu.
- Znowu się spotykamy, Avalanche. - Wypowiedziałem w stronę wadery.
Avalanche?