- Nawet mi to przez myśl nie przeszło - odgryzł się. Zawsze musiał mieć ostatnie słowo.
Prychnęłam, zanurzając nos w miękkim materiale legowiska.
- Wiesz może gdzie jest Ingreed? - zapytałam
- Przepraszam, ale jej nie śledzę.
Zaśmiałam się pusto.
- Wow, chyba po raz pierwszy usłyszałam od ciebie słowo "przepraszam".
- Niezwykłe.
- Aż zapiszę to w pamiętniku.
- Masz pamiętnik? - zakpił, przyglądając mi się
- Oczywiście. Obsmarowałam cię w nim na dziesiątą stronę. - zażartowałam cicho. Może i by mi się przydał pamiętnik, przynajmniej mogłabym się w nim wyżyć. O ile bym go wcześniej nie spaliła.
Przewrócił oczami.
- Chodźmy. - zarządziłam, wstając.
- Gdzie Ty się wybierasz?
- Na wojnę, braciszku. - niemal wyplułam to ostatnie słowo, wiedząc, że tak na prawdę jest on dla mnie obcym basiorem, z którym muszę żyć - Ingreed uleczy moją łapę, ale najpierw muszę ją znaleźć.
- Jest ciemno. Ja pójdę, Ledi.
Zirytowałam się. Nie tylko przez to przeklęte przezwisko.
- Nie musisz, bohaterze. - warknęłam, ruszając w stronę wyjścia
- Wnerwiasz się, bo uratowałem Ci życie?
Stanęłam w miejscu, obracając łeb w jego kierunku. Wlepiłam w niego cierpkie spojrzenie.
- Wnerwiam się, bo uważasz się za najlepszego.
- Tak sądzisz? - warknął - Jedynie proponowałem ci pomoc.
- Nie chodzi mi o to. Cały czas zachowujesz się, jakbyś postradał wszystkie zmysły. Jakbyś był najlepszym wojownikiem, najlepszym magiem, wilkiem, basiorem. Ciągle tylko chojraczysz.
- Po prostu umiem o siebie zadbać.
- Nie chodzi tu o ciebie, Asacrifice. - odwróciłam łeb - Chodzi o całą watahę. To nie są przelewki, to nie kolejny cholerny trening. Wszyscy możemy zginąć, a tobie to wszystko lata i dynda. Jestem ci wdzięczna, że mnie uratowałeś, naprawdę. Ale mimo tego, że nigdy nie byliśmy blisko, nie chcę cię stracić. Jesteś moim durnym, przemądrzałym, wrednym, wkurzającym...
- Skończyłaś?
- ...narcystycznym i niezwykle egoistycznym bratem, ale nadal bratem. Lecisz na potwory sam. Może dobrze walczysz, ale jesteś, do cholery, jedynie wilkiem! Takim jak tysiące innych, ale masz tych, którzy cię kochają.
Uniósł brew, lekko zażenowany.
- Twoja matka, Taravia, cię kocha. Nie zauważyłeś?
- To też twoja matka.
Zamilkłam i wyszłam, lekko kulejąc.
- Przemyśl moje słowa i odezwij się jak zmądrzejesz.
Asacrifice? xD