24 stycznia 2019

Od Karaihe cd. Afra


W całym tym strachu i amoku nie zauważyłam nawet, że jestem zdecydowanie za blisko innej osoby. Normalnie wprawia mnie to w nieopisany dyskomfort, ale wtedy jedynie odruchowo coraz bardziej cię cofałam, tym samym wbijając się w Afrę. Można by rzec, że wtedy nie byłam sobą, ale jednak pozostała wówczas świadoma cząstka mnie nie miała nic przeciwko obecności wadery. Pewnie było to też spowodowane tym, że właśnie tymi ostałymi resztkami świadomości próbowałam sobie powoli wszystko przysporzyć, bo nie ukrywam, że całość zadziała się zbyt szybko. Już nadciągało kolejne niebezpieczeństwo, a ja nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie udało nam się wyjść z tunelu. Niepokój, który ogarniał mnie podczas tych zdarzeń, spotęgowały tajemnicze i, zapewniam wszystkich, nieprzyjazne pomruki. Ogarnęło mnie tylko nieopisane zdziwienie, gdy naszym oczom ukazał się najzwyczajniejszy z lwów. Oczywistym było, że coś musi być z nim nie tak, toteż nie postawiłam ani kroku w przód. Gestem pokazałam Afrze, że nie atakujemy, bo choć wierzyłam w jej inteligencję, to wolałam mieć pewność. Lew tymczasem jedynie groźnie na nas patrzył, marszcząc swój lśniący pysk. Z każdą sekundą wydawało mi się, jakby się złocił. Po chwili uświadomiłam sobie, że to nie omamy czy też złudne poczucie, a lew naprawdę robi się złoty. Zastyga w końcu w miejscu, błyszczy się i teraz już na dobre jest posągiem. To wydaję mi się jeszcze dziwniejsze. Nie rozumiem kompletnie nic i boję się bardziej niż przedtem.
- Dziwne. - mruczę pod nosem, nie dowierzając już niczemu, co ma jeszcze mnie spotkać. Z dezaprobatą podchodzimy ramię w ramię do posagu, ale przestrzeżeni ostrożnością zatrzymujemy się metr obok niego, wyciągając nosy. Nie było mi dane wąchać złota, to fakt, ale lew jak na mój gust nie pachniał podejrzanie. Przyjrzałam się raz jeszcze jego pyskowi. Po szeroko otwartych ślepiach przeszedł czerwony błysk.
- Uważaj. - szepnęłam nerwowo, nauczona intuicją. Nim zdążyłam podjąć jakiekolwiek kroki w tej sprawie, grunt zaczął się trząść. Na pozór twardą podłogę jaskini przeszyło cienkie pęknięcie, a po nim kolejne. Mosiężny posąg chwiał się na wszystkie strony, aż w końcu upadł. Oprócz odrąbanej głowy nie doznał innych obrażeń, jednak w momencie, gdy złoty łeb przydzwonił w pękające podłoże, wszystko jakby runęło.

~***~

Podczas swobodnego spadania, niefortunnie oberwałam odłamkiem w łeb. Z Afrą też najlepiej nie było - gdy wygrzebałam się spod gruzu, ujrzałam ją jakby martwą. Pospiesznie podbiegłam i nachyliłam się nad jej klatką piersiową. Oddychała. Wiedząc, że nie zejdzie z tego świata, zaczęłam się rozglądać. Spojrzałam w górę. Poprzednie pomieszczenie było może z cztery metry nad nami. Za żadne skarby się tam nie wdrapiemy. Super, jesteśmy tylko głębiej i coraz bardziej tracę orientację. Po krótkiej ocenie sytuacji wróciłam do Afry i zaczęłam ją cucić. Po kilku nieprzynoszących rezultatów plaskaczy wylałam na jej pysk lodowatą wodę. Zmarszczyła brwi i z ponurym grymasem otworzyła oczy.
- Jest jeszcze gorzej - oznajmiłam, czekając, aż wadera na dobre się ocknie. Mozolnie wstała i zaczęła się rozglądać.
- A więc, jak widzisz, wyjście jest jedno - z niesmakiem spojrzałam na ciasny, ciemny tunel, w którym ledwo zmieści się dorosły wilk. Nienawidzę przechodzić przez coś takiego - nie można się obrócić, w każdej chwili może się zawalić, a gdy spotkasz wroga na swojej drodze - jesteś na przegranej pozycji.

Afra? Chciałam to pociągnąć jeszcze dalej, ale zabrakło pomysłu :,<

|| następna część ||

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template