3 stycznia 2019

Od Coelicolae do Toxikity

Moje futro powoli odzyskiwało już blask, bujność, złamane kość zdążyły się zregenerować, waga powoli wracała do normy. Skóra przestała przeraźliwie zwisać ze szkieletu. Wszystko układało się… Jednak ta pustka, ta samotność i przede wszystkim stres oraz strach przed Nimi wyniszczały mnie od środka. To uczucie potęgowały jeszcze wszechobecna nuda i bezczynność. Coraz częściej zostawiałam Abyssusa samego w naszej małej jaskini, a sama udawałam się na wyprawy w dawno poznane gęstwiny lub polowałam zupełnie bez zapału. 
Spiżarnia pękała w szwach a mięsa, ziół oraz innych składników wciąż przybywało. Moje martwe ofiary w końcu zaczęłam porzucać w miejscach gdzie je zabiłam. 
Bycie zupełnie niepotrzebnym ogniwem w watasze napawał mnie strachem. A gdyby ktoś zechciał mnie usunąć? Było wiele powodów. Wiele przynajmniej umiałam sobie wyobrazić. 
~*~
Ja i pogoda to dwaj, wiecznie skłóceni przyjaciele. Wstałam wcześnie z nadzieją, że ten dzień będzie ciekawszy od poprzedniego i przyniesie mi jakieś pozytywne zmiany. Różnica temperatur w jaskini a u jej podnóża była znaczna. Promienie słońca rozlały się po moim kruczoczarnym grzbiecie niczym lawa, podgrzewając sierść. Gdy gazowy olbrzym powoli wyglądał zza bukowych liści, poszłam do czegoś w rodzaju gabinetu. Mojego prywatnego gabinetu. Lubię go bardzo mimo, że odkąd tu się znalazłam nie zawitał tutaj nikt poza mną. Pośrodku pomieszczenia stoi lekko wypolerowany, biały marmur. Po jednej z jego stron znajduje się prowizoryczny fotel, który składa się ze smoczego gniazda, zrobionego z grubych, jasnych gałęzi oraz futra różowego zwierzęcia zwanego mus ieiunium, wypchanego gęsimi piórami. Po drugiej zaś dywan z trwałego mchu. Na nim stoi gruby pień i podobne futro do tego na fotelu. U szczytu sufitu wisi parę rybich pęcherzy w pastelowych kolorach. W skalnej półce parę stosów papieru oraz książki mówiące o wilczej psychologii. Siedziałam i czekałam tam, aż cień starej wierzby sprzed wejścia nie zniknie z pola mojego widzenia. Miałam już wracać do szczeniaka, gdy w wejściu pojawiła się nieznajoma sylwetka. 
- Coel...
- Coelicolae - dokończyłam. - Pani przyszła do mnie? 
Kiwnęła głową. Serce zaczęło mi szybciej bić. 
“Nie zniszcz tego” - szepnęłam do siebie w myślach.

Tox? 
Wybacz mi proszę za jakość, siły i pomysł nie opuścił, ale postaram się jeszcze coś wykrzesać z tego wątku później.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template