Ta wyglądała na wyjątkowo zmieszaną. Spojrzał w jej fiołkowe oczy, próbując wyczytać, co kryje się w jej głowie. Nie do końca była pewna, co właściwie robi. To wiedział na pewno.
– Idziemy dalej? – zapytał spokojnie. Niezwykle ciekawił go Las Phoenixa. Słyszał o zwierzętach, które go zamieszkują. Nigdy nie widział ptaków, które to płonęły by żywym ogniem. Nie znał jeszcze magii, więc wszystko to wydawało mu się być niezwykle zachwycające i godne podziwu.
Coral z gracją zeskoczyła na ziemię, a jej płetwy zalśniły.
– Zatem chodźmy.
Szła jako pierwsza. Mimo braku ścieżki, doskonale wiedziała, gdzie podążać. Wokoło było niesamowicie pięknie. Liście, o soczystej zieleni, wróżki, które ukrywały się wśród nich, kolorowe kwiaty... Uwaga Rena była jednak skupiona na czymś zupełnie innym. Nie mógł oderwać wzroku od płetw wadery, które kołysząc się podczas każdego ruchu wadery, lśniły, niczym rozgwieżdżone niebo, w najciemniejszą w nocy.
– Dlaczego je masz? – zapytał nagle, jakby myślał nad tym od dłuższego czasu. – Te płetwy.
Samica odwróciła się, spoglądając na basiora fiołkowymi oczami.
– Urodziłam się z nimi. Jestem Wilkiem Wody, one czasami takie mają.
Uśmiechnęła się słodko, wprowadzając owczarka w dziwny stan. Towarzyszyło mu jednocześnie zmieszanie, ale i coś przyjemnego, co sprawiało, że jego ogon wesoło się kołysał.
– I potrafisz kontrolować wodę? Lub tworzyć ją? – Temat magii niezwykle go zafascynował.
Przytaknęła, zbierając za pomocą swoich zdolności krople rosy z trawy. Stworzyła z nich niesamowite arcydzieło, które aż zabrało Renowi dech w piersiach. Był to gwiazdozbiór wielkiej niedźwiedzicy, dokładnie taki sam, jak na niebie.
– To jest... – przerwał na chwilę, by znaleźć odpowiednie słowa. Nie potrafił.
Coral?