25 stycznia 2019

Od Afry cd Karaihe


Spojrzałam w głęboki tunel. Jeszcze bardziej zrobiło się zimno i mokro. Przeszedł przeze mnie dreszcz. Nie wiem czy to z zimna czy z nerwów.
- Nie rozdzielajmy się. Wygląda mi to na labirynt... - odpowiedziałam. Karaihe westchnęła. Wysłałam na przód moją jedną z kulek. Gdy miała skręcić, poczułam trzask, coś nagle przerwało moją moc. Spojrzałam tam. Ścianę przeszyły ostre, zardzewiałe strzały. Przełknęłam ślinę.
- Jednak labirynt śmierci. - mruknęła Karaihe. Naprawdę chciałam już się stamtąd wydostać. Ponownie wysłałam tam kulkę. Strzały się już nie odpaliły. Westchnęłam cicho z ulgą. Przynajmniej tyle dobrego. Ruszyłyśmy razem do środka, kulka przed nami a my ostrożnie za nią. Nagle Karaihe zaczęła kopać mały kamyk. Tak porostu. Powoli przesuwałyśmy się do przodu. Przestałam przejmować się wszystkim w okół, zamyśliłam się. Karaihe mocniej kopnęła kamyk, że ten odleciał dalej. Nie zdążyła do niego podejść, gdy przez kamyk otworzyła się zapadnia. Z głębokiej dziury zawiało jeszcze większe zimno. Podeszłam bliżej i krzyknęłam mimowolnie. W dole były ostre kolce, czekające na naszą zgubę. Spojrzałam na Karaihe przerażona. Wyglądała na spiętą.
- To jak teraz przejdziemy? - zapytałam szeptem.
- Nie jestem pewna, czy się uda to o czym myś... - Karaihe nawet nie skończyła, gdy ja krzyknęłam.
- Wiem! Złap mnie za łapę!
- Po co?
- Zobaczysz. - odpowiedziałam radośnie. Wadera niepewnie się mnie złapała. Nie zdążyła mrugnąć, a ja przeniosłam się z nią w postaci światła. Uszczęśliwiona spojrzałam na Karaihe.
- Uu. Nieźle się trzymasz. Zazwyczaj wszyscy żygają, gdy pierwszy raz w życiu się teleportują. - zaśmiałam się i dałam jej przyjacielskiego kuksańca w bok. Karaihe spojrzała na mnie ponuro. Nie wyglądała na zadowoloną.
- Nawet mnie nie ostrzegłaś.
- Przynajmniej żyjemy - zachichotałam. Wadera nadal wyglądała blado.
- Zaraz powinno Ci przejść. Nie gniewasz się na mnie? - zapytałam. Wilczyca spojrzała na mnie z politowaniem. Machnęła głową i ruszyła przed siebie. Pobiegłam za nią, światełko nadal leciało przed nami. Tym razem Karaihe już specjalnie kopała różne kamyki. Szłam przed siebie i zaczęłam się rozglądać. Wokoło byłaby ciemność, gdyby nie moje światełko. Jakie to szczęście mieć takie umiejętności. Tunele raz się zmniejszały, zwężały, cały czas zakręcały. Czasem wchodziłyśmy w ślepe zaułki, więc musiałyśmy zawracać. Na niektórych ścianach wisiały duże pajęczyny. Co jakiś czas jakiś zwierz przebiegał nam drogę. Zawsze musiałam się wzdrygnąć.

Po wymęczającej drodze moje łapy zaczęły się trząść.
- Karaihe...? - zapytałam słabym głosem. Nim zdążyła coś odpowiedzieć, padłam jak długa, zemdlona.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template