- Jaki jest twój ulubiony kolor? - zaskoczona Anacre na chwilę przystanęła i zamyśliła się, lecz po chwili odpowiedziała.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chyba jest to czerwony.
- Uu. Ładny kolor. - uśmiechnęła się przyjaźnie i spojrzała na Anacre. Jej mowa ciała mówiła Afrze, że chyba się denerwuje rozmową. Zaskoczona, usiadła na trawie. I to był błąd. Ziemia pod Afrą i Anacre się zapadła, a one trafiły do głębokiej dziury. Ogarnęła je ciemność. Afra zakrztusiła się kurzem, więc zaczęła kaszleć, a Anacre wstała szybko, otrzepując się. Afra wytworzyła małe latające światełko, które rozświetliło drogę. Nad ich głowami nie było widać nieba, przed nimi była ciemność, za ich plecami też był mrok.
- No pięknie. - mruknęła niezadowolona Anacre. - Jak się teraz wydostaniemy? A tak w ogóle, co ty właściwie zrobiłaś? - zapytała, a Afra wstając z ziemi, odpowiedziała.
- Właściwie, to sama nie wiem. Usiadłam sobie i tak nagle zaczęłam spadać. - Anacre prychnęła.
- Masz jakiś pomysł, jak się stąd wydostać? - zapytała, a Afra spojrzała do góry. Nawet światło dzienne nie dolatywało tutaj. Wokoło pachniało ziemią i wilgocią. Przestąpiła z nogi na nogę.
- Nie wiem. Możemy spróbować pójść do przodu. - zmartwiona Afra spojrzała na Anacre. Obie westchnęły cicho i ruszyły przed siebie. W ciszy i w pół mroku szły, gdy droga zaczęła prowadzić coraz bardziej w dół. Po pewnym czasie usłyszały ogłuszający pisk, który dobiegł zza ich pleców. Wystraszone odwróciły się w kierunku przerażającego dźwięku.
Anacre?