Idąc przez ciemny tunel z całych sił - tak na wszelki wypadek - starałam się zapamiętać drogę. Nie była skomplikowana, ale w ciemności, mimo światełka Afry, łatwo się zgubić. W ciemności też ciężko coś dostrzec, dlatego analizowanie drogi wymagało wielkiego skupienia. Spokojnie oglądałam każdy szczegół i gdy tak sobie trwałam w zamyśleniu, usłyszałam przeraźliwy pisk, który wybił mnie z transu. Mimowolnie podskoczyłam i odwróciłam łeb w stronę dobiegającego dźwięku. Początkowo nie było widać nic. Z dezaprobatą, nad wymiar ostrożnie i powoli zbliżałyśmy się do celu. Gdy Afra oświetliła drogę, na chwilę zamarłam i odruchowo odwróciłam wzrok. Zdążyłam zauważyć jedynie zakrwawione ciało wilka. Głowa nabita była na pal obok. Krew ciekła strumieniami i to, co najbardziej mnie przeraziło - była świeża. Z odrazą ponownie spojrzałam się na truchło. Nie było na nim ran, ale jednak krew była wszędzie. I był to kolejny powód do niepokoju. Gdy pierwsze wrażenie opadło, spojrzałam na Afrę, dla której zastały nam widok również nie był przyjemny.
- Uciekamy. - szepnęłam łamiącym się głosem. Poderwałyśmy się do biegu, a ze strachu biegłyśmy tak szybko, że nikt nie spamiętałby drogi.
W panice uciekałyśmy długo, aż zdałam sobie sprawę, że to bez sensu.
- Stój! - szarpnęłam, sama się zatrzymując. Afra odwróciła się.
- To bez sensu. Znając moje szczęście, wyjście jest tak daleko, że prędzej padniemy z wycieńczenia. - skrzywiłam się.
- Też masz wrażenie, że ktoś tu jest i nas obserwuje? - zapytała wadera, niepewnie rozglądając się po ścianach tunelu.
- Oj mam. I to wrażenie zapędzi mnie do grobu. Ale ten wilk... został zabity przed chwilą i jego morderca musi tu być...
- Co chcesz zrobić? Nie chcesz chyba go spotkać? - wadera przekręciła łeb i z przerażeniem na mnie spojrzała.
- Nie. Nie chcę, ale tylko dlatego, że nie wiem, kim jest. Może być amatorem, który nie opanował swoich emocji, a może być potworem żyjącym śmiercią. - wyjaśniłam.
- Amatorem? - zewsząd odezwał się przenikliwy głos. Cofnęłam się, próbując znaleźć jego właściciela.
- Nie doceniacie mnie. Czuję się urażona... - sarkastycznie zakpił głos, po czym ucichł. Nie słyszałam nawet żadnego szelestu. Przerażona spojrzałam na Afrę.
- Zabawa w kotka i myszkę. Nie zabije nas w przeciągu kilku następnych dni, aż jej się znudzi. - szepnęłam, jak zwykle dzieląc się pesymistycznymi myślami z innymi.
- Musimy znaleźć wyjście. - stwierdziła wadera, akcentując słowo „musimy”. Twierdząco pokiwałam głową. Na łapach jak z waty, tym razem powoli, wręcz się skradając, szłyśmy obok siebie. Przez długi czas nie było żadnego odzewu. Zero.
- Ciekawe, czyżby już odpuściła. - zamyśliłam się na głos.
- Miejmy taką nadzieję. A może ktoś po prostu robił sobie żarty?
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego uważnie patrzyłam się w przód, bo wydawało mi się, że widzę światło. Nie zamierzałam jednak pisnąć choćby słówka, bo o ile ta bestia tu jest, na pewno mnie usłyszy. Będąc coraz bliżej, wiedziałam już na pewno - wyjście! Uradowana spojrzałam na waderę, której gestem pokazałam, aby mimo wszystko zachowała ciszę. Wyjście nie było strome, było idealne, wręcz bajkowe. Gdy już słońce oświetliło nasze pyszczki, ozwał się podirytowany tym razem głos:
- Dokąd to?!
Wyjście zasypało się skałami. Jako ostatni poturlał się kulisty kamień, na którym wyryty był przekaz „Uciekajcie, wilczki...”. Po chwili tak krótkiej, że nie zdążyłam się nawet rozejrzeć, ze wszystkich zakamarków jaskini zaczęły wyłazić parszywe szczury, ze zmutowanymi pyskami czy ogonami.
- Oto pierwsza szansa na śmierć. Nie spartolcie tego! - zaśmiała się, można by rzec torturująca nas bestia. Przybliżyłam się do Afry i nabrałam gotowości do walki.