13 stycznia 2019

Od Hermesa cd. Harytii

Kilka godzin później znajdowaliśmy się już na obrzeżach WSO. Niebo już dawno zrobiło się czarne, a mrok wokół rozjaśniał tylko rażący, nienaturalny blask księżyca. Bacznie nasłuchiwałem podejrzanych dźwięków wokół, a moje ciało pozostawało napięte na wypadek kolejnego ataku. Niestety mój i tak nie najlepszy wzrok co raz częściej oszukiwał mnie, pokazując zmyślone obrazy, więc nawet usilne mrużenie powiek w celu dostrzeżenia czegoś w oddali skończyłoby się fiaskiem. Nie chciałem jednak niepokoić wadery, z której opadły już emocje i która z pewną lekkością dotrzymywała mi kroku. 
Powróciłem myślami do czasu poakcyjnego, kiedy to na naszej drodze stanął czarnofutry wilk. Nakazałem mu nie ruszać się, wtedy też stanął on pełen doskonale widocznej konsternacji, a Harytia ostrożnie ruszyła w jego stronę. Obrzuciła go wymownym spojrzeniem, po czym zaczęła się oddalać. Poczekałem, aż zniknie mi z oczu, doskonale wiedząc, iż spotkam ją za najbliższym drzewem i skupiłem całą swą uwagę na basiorze. Skorzystałem z jednej ze swych mocy, powodując, że jego sylwetką wstrząsnął parzący, do szpiku przejmujący ból. Kiedy jednak doszło do mnie, co właściwie robię, natychmiast zaprzestałem. Ze zdziwieniem oglądałem ciało żywego stworzenia do momentu, gdy przypomniałem sobie, kto postępował tak samo. Do prawdy! Nie wiedziałem już, gdzie podziewała się moja jasność umysłu. Zaaferowany podbiegłem więc do wilka, który nieco skulił się, jednak przyjął moją pomoc ze wstaniem, nie miał zresztą wyboru. Ostatni raz obrzuciłem go spojrzeniem, po czym uciekłem, nie mając zamiaru zrobić kolejnego błędu. Trudno było mi zapomnieć o przeszłości, a całkowite wyparcie się jej niestety nie pomagało. 
Z rozmyślań wyrwał mnie mój własny, zduszony jęk, jak i podobny dźwięk ze strony Harytii – przechodząc przez wąski wąwóz, niemal potknęliśmy się o leżącego przed nami gorejącego wilka. Znaki na jego futrze lśniły zagadkowo w świetle księżyca, prawdopodobnie był to jakiś szaman. Patrzył na nas wyłupiastymi oczami i wyciągał w naszą stronę jedną z zakrwawionych łap. Westchnąłem krótko, powoli godząc się z nową rolą detektywa. Spojrzałem na Harytię, bardzo zaskoczoną widokiem obcego. 


Harytio? Jak zwykle po czasie.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template