8 stycznia 2019

Od Wichny cd. Nema

Tego dnia Wichna planowała świetnie się bawić. Miało być dobrze, jednak wyszło jak zwykle. W południe skończyła porządkować sprawy w swojej pracowni, a chwilę później szła już niedawno odkrytą ścieżką, prowadzącą nad jezioro, przy którym za pierwszym razem nie widziała innych wilków. Wydało jej się to dość dziwne w tak gorący dzień, lecz nadal miała nadzieję, że sytuacja utrzyma się jeszcze przez kilka godzin i będzie mogła je spędzić w słodkiej samotności, zanurzona po szyję w chłodnej wodzie. Zamierzała wieszczyć, a przepastna powierzchnia jeziora dałaby jej olbrzymią ilość energii. Wilczyca zabrała ze sobą czerwone świece, które miała postawić na najbliższym sobie brzegu. Niestety, wybrane przez nią starannie miejsce zdążyła już zająć nieznana jej para wilków, które na szczęście jej nie zauważyły. Vi, nie mając siły upominać się o cokolwiek, wróciła tą samą drogą, którą ta, przybyła. Zrezygnowana i niemająca ochoty już na nic, zdecydowała, że odwiedzi miejsce, o którym usłyszała kilka dni temu, a w którym widziała ostatnią nadzieję pozytywnego zakończenia tego wieczoru. Udała się do baru, w którym podobno sporo wilków przesiaduje w nocnych godzinach, gdy słońce nie rzuca na nie podejrzliwych spojrzeń.
Słońce zdążyło już całkowicie zajść za horyzont, pozostawiając lasy w półmroku jeszcze przez te kilka ostatnich, szarych minut, zanim zapadła zupełna ciemność. Wichna skierowała nos ku niebu i spojrzała na księżyc, którego, jak się spodziewała, nie zobaczyła, ponieważ miało miejsce jego zaćmienie. Co mogło to oznaczać dla demonicy? Wszystko, czego nie mogła tego dnia zdobyć – zaćmienie daje dużo lepszy przepływ między światem, a Otchłanią, którego wyjątkowo ostatnio potrzebowała. Cóż, skoro nie można dostać nieograniczonej mocy ściągania i zamykania bytów w ciałach, zawsze zostaje alkohol, prawda?
Weszła do baru, w którym o tej porze roiło się już od wilków wszelkiej maści. Jej uwagę przykuło kilka osobników, ale żaden na tyle, by się do niego dosiadła. W powietrzu unosił się słodki aromat soków, miodu oraz trunków, w który Wichna całkowicie się zanurzyła. Wybrała pusty stolik i usiadła przy nim, tyłem do lady, za którą krzątał się barman. Nie zauważyła kiedy do niej podszedł.
- Dobry wieczór. Co podać? – zapytał wilk, błyskając w jej stronę złotymi oczami, w których odbijały się płomyki świec. Stał przy niej, nosząc na pysku lekki uśmiech, jednak wydawał się spięty. Odwzajemniła spojrzenie, niestety już nie tak ciepłe jak jego. Ona się nie uśmiechała.
- Coś… Sama nie wiem… Może „coś-na-nieudany-wieczór”? – spuściła wzrok. Wypowiedziała te słowa tak, jakby to przez nieznajomego barmana zawalił się jej dzisiejszy świat, pretensjonalnie, na co wilk się lekko skrzywił.
- Zobaczę, co da się zrobić – kiwnął głową i odszedł. Vi westchnęła i oparła łapę o matowy, nieco nierówny blat. W czasie, w którym pracujący w tym miejscu basior mieszał różne składniki, ona obserwowała otaczające ją wilki. Kolorowe, uśmiechnięte… uśmiechnięte szczerze. Niektóre znikały w mroku nocy, inne pojawiały się, wkraczając w ciepłe, suche powietrze jaskini.
- Życzę smacznego – barman postawił przed nią naczynie. Zamrugała. Jej powieki coraz bardziej się do siebie kleiły. Skinęła mu głową w podzięce i zawahała się na chwilę.
- Wybacz, że wcześniej byłam oschła… Mój dzisiejszy wieczór miał wyglądać inaczej – powiedziała szybko i cicho, tak, żeby nikt prócz basiora jej nie usłyszał – Nie znamy się, a podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Może… Może chciałbyś się przysiąść, o ile nie musisz przez chwilę nikogo obsługiwać?

Nemo?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template