Gdy w końcu dojrzał to, czego szukał wzrokiem od dłuższej chwili, kuśtykając na prawą łapę ze względu na dostający się do wnętrza niezbyt głębokiej ranki piachu, który drażnił ją i powodował nieprzyjemne pieczenie; trzeba było ją natychmiast wypłukać, zanim mogłoby się wdać zakażenie, czego by z pewnością chciał uniknąć, podszedł do spokojnie płynącej, płytkiej rzeki. Jeszcze tego mu brakowało, by utykać w trakcie swojej niezwykle ważnej pracy, albowiem był jedynym rzemieślnikiem w watasze.
Przycupnął przy zbiorniku wodnym i zamoczył w niej koniuszki łap, biorąc głęboki oddech. Przymrużył lekko oczy i wsłuchał się w szum, brzmienie, rytmikę i co jakiś czas pojedyncze chlupnięcie strumyku, wpatrując się w jego nurt. Siłą umysłu skoncentrował się na wodzie, łącząc się z nią podświadomie i duchowo; w sposób ten z wody wyłoniła się ku górze wodnista macka, ni to wąż, ni to strużka, a oderwała się ona od powierzchni i mieniąc się jasnym, wręcz księżycowym, niebieskawym blaskiem, przylgnęła do zranionej łapy Rodwena, dając mu upragnione ukojenie. Trik ten znało doprawdy niewielu, gdyż większość zapomniała o tajemniczych metodach leczniczych Wilków Wody i ich mentalnego połączenia z krystaliczną cieczą, sięgając łapą w kierunku medykamentów leczniczych, przeróżnych zielsk i innych, coraz to dziwniejszych sposobach, których basior ten doprawdy nie chciał poznawać.
Podczas gdy basior uzdrawiał skaleczenie w łapie magią wody, Inveth przystąpiła ze skakania z kamienia na kamień i przycupnęła nieopodal, wpatrując się w poczynania wilka. Z pewnością jej wrodzona lubość do podpalania wszystkiego dookoła niej gryzła się z tym, co czynił Rodwen, aczkolwiek przypatrywała się całemu procesowi leczenia poprzez wodę płynącą strumieniem z nijakim zaciekawieniem. Czy ona również tak potrafiła? Tego Rodwen nie wiedział i nie miał jako tako zamiaru, czy to w zwyczaju się nad tym zbytnio zastanawiać, a pytać — wcale. Za to młoda wadera o ogniście palących się tęczówkach, jak widać, posiadała ów zwyczaj.
– Nie lepiej po prostu opatrzyć to? Do wesela się zagoi – zażartowała, przysiadając metr dalej.
– Wolę inne metody, można to ująć jako własne – odparł i skwitowawszy wszystko w lakoniczny sposób, spojrzał kątem oka w stronę wadery, której imienia tak naprawdę jeszcze nie miał okazji poznać, aczkolwiek nie zamierzał się go dopytywać. Nie było mu to do szczęścia potrzebne, chyba że ów wilczyca miałaby ochotę przedstawić się i ewentualnie zapytać go o to samo.
– Woooda, blah – mlasnęła z niesmakiem, a odwracając wierzch łapy ku sobie, wytworzyła niewielki ognik, tańczący na jej czarnych opuszkach. – Ogień też wiele potrafi, na pewno więcej, niż woda. Na przykład wodą nie skrzywdzisz wroga, jak płomiennym żarem! – dodała, szczerząc kiełki na myśl o żarzącej się w piekle ognia ofierze.
– Wiesz mi, że woda nie jest taka niewinna, jak wygląda. – Zwrócił wzrok z powrotem na łapę, z której świecąca się woda uzdrowiła w pełni skaleczenie i spłynęła po niej z powrotem do swojego źródła, a po ranie nie było ani śladu.
– Ach, tak? Niby w jaki sposób? – Spojrzała na niego wyzywająco, uśmiechając się, oczekując pokazu swoich umiejętności, do czego Rodwena niespecjalnie rwało.
– Dowiesz się w swoim czasie – odpowiedział krótko, a Inveth dopowiedziała cichutko w myśli dwa, niezbyt przyjemne słowa, które niegdyś usłyszała przy rozmowie obcych jej wilków — „pierdol się”.
Przycupnął przy zbiorniku wodnym i zamoczył w niej koniuszki łap, biorąc głęboki oddech. Przymrużył lekko oczy i wsłuchał się w szum, brzmienie, rytmikę i co jakiś czas pojedyncze chlupnięcie strumyku, wpatrując się w jego nurt. Siłą umysłu skoncentrował się na wodzie, łącząc się z nią podświadomie i duchowo; w sposób ten z wody wyłoniła się ku górze wodnista macka, ni to wąż, ni to strużka, a oderwała się ona od powierzchni i mieniąc się jasnym, wręcz księżycowym, niebieskawym blaskiem, przylgnęła do zranionej łapy Rodwena, dając mu upragnione ukojenie. Trik ten znało doprawdy niewielu, gdyż większość zapomniała o tajemniczych metodach leczniczych Wilków Wody i ich mentalnego połączenia z krystaliczną cieczą, sięgając łapą w kierunku medykamentów leczniczych, przeróżnych zielsk i innych, coraz to dziwniejszych sposobach, których basior ten doprawdy nie chciał poznawać.
Podczas gdy basior uzdrawiał skaleczenie w łapie magią wody, Inveth przystąpiła ze skakania z kamienia na kamień i przycupnęła nieopodal, wpatrując się w poczynania wilka. Z pewnością jej wrodzona lubość do podpalania wszystkiego dookoła niej gryzła się z tym, co czynił Rodwen, aczkolwiek przypatrywała się całemu procesowi leczenia poprzez wodę płynącą strumieniem z nijakim zaciekawieniem. Czy ona również tak potrafiła? Tego Rodwen nie wiedział i nie miał jako tako zamiaru, czy to w zwyczaju się nad tym zbytnio zastanawiać, a pytać — wcale. Za to młoda wadera o ogniście palących się tęczówkach, jak widać, posiadała ów zwyczaj.
– Nie lepiej po prostu opatrzyć to? Do wesela się zagoi – zażartowała, przysiadając metr dalej.
– Wolę inne metody, można to ująć jako własne – odparł i skwitowawszy wszystko w lakoniczny sposób, spojrzał kątem oka w stronę wadery, której imienia tak naprawdę jeszcze nie miał okazji poznać, aczkolwiek nie zamierzał się go dopytywać. Nie było mu to do szczęścia potrzebne, chyba że ów wilczyca miałaby ochotę przedstawić się i ewentualnie zapytać go o to samo.
– Woooda, blah – mlasnęła z niesmakiem, a odwracając wierzch łapy ku sobie, wytworzyła niewielki ognik, tańczący na jej czarnych opuszkach. – Ogień też wiele potrafi, na pewno więcej, niż woda. Na przykład wodą nie skrzywdzisz wroga, jak płomiennym żarem! – dodała, szczerząc kiełki na myśl o żarzącej się w piekle ognia ofierze.
– Wiesz mi, że woda nie jest taka niewinna, jak wygląda. – Zwrócił wzrok z powrotem na łapę, z której świecąca się woda uzdrowiła w pełni skaleczenie i spłynęła po niej z powrotem do swojego źródła, a po ranie nie było ani śladu.
– Ach, tak? Niby w jaki sposób? – Spojrzała na niego wyzywająco, uśmiechając się, oczekując pokazu swoich umiejętności, do czego Rodwena niespecjalnie rwało.
– Dowiesz się w swoim czasie – odpowiedział krótko, a Inveth dopowiedziała cichutko w myśli dwa, niezbyt przyjemne słowa, które niegdyś usłyszała przy rozmowie obcych jej wilków — „pierdol się”.