26 stycznia 2019

Od Inveth CD Artemisa


Kiedy basior upada, z mojego pyska wydobywa się krótkie parsknięcie. Brzmi radośnie, ale też trochę niepewnie; podchodzę do basiora powoli, choć nie w ciszy. Każdemu mojemu krokowi towarzyszy ciche chlupnięcie, ślad po ostatnich deszczach, a także kolejne moje parsknięcia, coraz wyraźniejsze i coraz bardziej przypominające śmiech.
– Hej, hej – śmieję się i nachylam w jego kierunku, zbliżając pysk do ziemi. W końcu przykucam przy nim, a on wciąż się nie rusza, jakby nie za bardzo wiedząc, co może teraz zrobić, żeby uratować swój honor. – Hej, Misko, masz coś na pysku!
Ciche, krótkie warknięcie. Powoli podwija jedną łapę i podpiera się na niej, a potem, przerzucając ciężar ciała na drugą, odrywa pysk od ziemi i unosi się nieznacznie; tyłek wciąż przylega do podłoża. Podczas całego tego procesu wpatruję się w niego zawzięcie, wręcz wwiercam się w niego spojrzeniem. Jest cały w ziemi: jej grudki są w uszach, nosie i pysku basiora. Dostrzegam ją nawet na gałce ocznej – mruga zawzięcie, starając się pozbyć natrętnego problemu. Po kilku sekundach przestaje i odwraca łeb w moją stronę, a nasze spojrzenia krzyżują się. Przez moment zalega cisza, którą przerywam ja, znów prychając z rozbawieniem. Ze śmiechu przymykam oczy i odrzucam łeb do tyłu, odsuwając się od Miski.
– Bardzo śmieszne – mruczy i prostuje się, stając już na wszystkich czterech łapach. Nie mogę powstrzymać rozbawienia, przez co z moich oczu powoli wypływają łzy. Ścieram je łapą, rozmazując przy tym błoto na pysku.
– Gdybyś tylko widział swoją minę! Ha!
Artemis puszcza tę uwagę mimo uszu i z zawzięciem stara się usunąć brunatną maź z futra, lecz każda próba pozbycia się jej tylko pogarsza sprawę. Stoi teraz na trzech łapach, z czwartą uniesioną lekko ku górze, a z jego pyska wydobywa się gardłowe westchnięcie; wyczuwam, jak bardzo ma dość tej sytuacji. Wbrew sobie porównuję go do nieporadnego źrebaka, co wcale nie pomaga uspokoić targającego mną śmiechu. Rezultat jest wręcz przeciwny – mimo tego walczę ze sobą i po chwili udaje mi się uspokoić, wstrzymując oddech. Miska zdaje się mnie ignorować i gwałtownie trzepie głową, rozbryzgując grudki ziemi na wszystkie strony; obrywam i ja, dokładnie między oczy, przez co oboje wyglądamy teraz jakbyśmy przez pół dnia babrali się w błocie. Mruczę sarkastyczne "dzięki" i tym razem ja się otrzepuję. Robię to może zbyt mocno, bo – gdy już przestaję – nadal kręci mi się w głowie i z impetem uderzam zadem w ziemię, siadając i przy okazji miażdżąc kilka niewinnych roślinek. Mrugam jeszcze przez chwilę, starając się odzyskać pełny kontakt z rzeczywistością. Gdzieś obok Miska walczy z napadem kaszlu, który jednak szybko powstrzymuje i zbliża się do mnie.
– Gdybyś tylko widziała swoją minę! – przedrzeźnia mnie i uśmiecha się wrednie, na co odpowiadam wymownym pokazaniem języka. Wtedy też odkrywam, że i on jest ubłocony; spluwam na ziemię i wstaję, w duchu stwierdzając, że czas ruszać dalej. Burczenie w brzuchu jedynie potwierdza moje myśli, toteż trącam wpatrzonego w rozrytą glebę basiora i ruszam do przodu, myślami odpływając do przyszłości, a dokładniej do chwili, w której niedźwiedź będzie już całkowicie martwy i całkowicie smaczny. Artemis zrywa się z miejsca i dogania mnie, a po chwili odzywa z zamyśleniem. Możliwe, że też myśli o jedzeniu, chociaż tego pewna nie jestem. – Dobrze byłoby po drodze znaleźć też jakiś strumyk, żeby przemyć futro.
Wydaję z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, który ma sygnalizować całkowitą obojętność na tę uwagę. Naprawdę nie przeszkadza mi błoto, chociaż – co trzeba przyznać – utrudni nieco poruszanie, kiedy zaschnie. Na szczęście można je potem wykruszyć, znów się mocniej otrzepując.
Kiedy tak moje myśli krążą wokół błota, ziemi i całego tego syfu, który gnieździ się teraz w naszej sierści, basior zwalnia nieco i zniża się na łapach, przylegając brzuchem do rozbujanych wiatrem traw. Unoszę jedną brew i już mam pytać o co, do cholery, mu chodzi, kiedy dociera do mnie ostry zapach mokrego futra. Przez moment gubię się we własnych myślach, ale zaraz docieram do wniosku, że czuję właśnie niedźwiedzia – nieprzyjemna woń drapie w nos. Następnie udaje mi się domyślić, że skoro jego futro jest mokre (a właściwie przemoczone, sądząc po charakterystycznej woni leśnego strumyka, czyli roślin, ryb i innych takich bzdet), to będziemy mogli przed posiłkiem także się umyć, jak tego chciała Miska.
– Świetnie, dwa w jednym, teraz tylko zabić miśka i obiad gotowy! – mruczę cicho i zdaję sobie sprawę z tego, że nieświadomie oblizuję górną wargę.
Basior zaciąga się zapachem i krzywi. Mówi coś o tym, że bardzo dobrze, że stoimy pod wiatr, bo nasz zapach nie zaalarmuje niedźwiedzia. Kiwam głową, przyznając mu rację, a potem także zniżam się na łapach, praktycznie nurkując w wysokiej plątaninie roślin. Rozglądam się wokół i cichym susem w bok przybliżam się do basiora, który teraz spogląda na mnie spod przyjaźnie zmarszczonych brwi.
– No więc co robimy? – szepcze w moją stronę, ruszając powoli do przodu: cicho i delikatnie, przez co mam wrażenie, że nie idzie, a płynie.
– Nie wiem, generale. Czekam na rozkazy – uśmiecham się i zbieram w sobie całą energię, która buzuje we mnie, gotowa do przemiany w płomienie i zwęglenia każdej przeszkody.

Artemis? Czyń honory i goń miśka c:

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template