- Nic się nie stało. - zapewniłam, ale te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Bo stało się, i to wiele.
- To dobrze... ale na pewno nic nie jest? - dopytywała.
- Nie, spokojnie. Jest w porządku.
- Tak w ogóle - Afra jestem. - przedstawiła się wilczyca, serdecznie się uśmiechając. Otrzepałam się.
- Anacre.
I wtedy nadeszła niezręczna cisza, której tak bardzo nienawidzę. No bo co? Mam spytać "co tam", chociaż w ogóle jej nie znam? Taktycznie kichnęłam.
- Na zdrowie!
Podziękowałam. No i moje ruchy tylko pogorszyły sytuację. Afra przełknęła ślinę, jakby chciała coś powiedzieć. Zapaliła mi się iskra nadziei.
- Co robisz?
Uff... Ale w zasadzie: co ja robię? Houston, mamy problem. Na jakiego debila wyjdę, jeśli teraz odpowiem: "Nie wiem"?
- Ja.. tak sobie... no, spaceruje, wiesz...- No super. Popisałaś się, An. Czy chociaż raz możesz się nie stresować przy byle rozmowie?
- Mhm... - mruknęła wadera. I znów cisza. Tak nie może być.
- A ty co tam sobie porabiasz? - wypaliłam i dopiero wtedy zrozumiałam, jak głupio to zabrzmiało.
- A ja... Moment, co ja właściwie robię? - zachichotała - Ach tak! Miałam zrobić łapacz snów!
Co to takiego?
- Łapacz snów? - zdziwiłam się.
- To takie coś... W dzisiejszych czasach służy jedynie do ozdoby.
- W takim razie oferuję pomoc. - oznajmiłam. A później ogarnęłam, że zabrzmiało to zbyt oficjalnie. Chyba jednak nie umiem rozmawiać.