26 stycznia 2019

Od Ethereala cd. Hannayah


Spojrzał na nią lekko z góry, odrobinę odwracając głowę w drugą stronę. Szła zdecydowanie za blisko, a w dodatku postanowiła gdzieś odpłynąć myślami. Basior postanowił to zignorować i tym razem zachować własne zdanie tylko dla siebie. „Myślenie to trudna rzecz, jeśli teraz bym jej przerwał... Mogłaby się stać jej krzywda od tego intensywnego zastanawiania się nad czymś, gdyby ktoś ją od tego odciągnął” – powiedział sam do siebie w duchu.
Odsunęła się, ale wciąż szła równym tempem razem z Etherealem. Irytowała go cisza przerywana odgłosami ich kroków i kropli uderzających w podłoże, drzewa, kamienie i inne rzeczy z otoczenia. Zastrzygł uszami, kiedy przez jego głowę przemknęła tak dawno niegoszcząca w jego umyśle myśl. Nie zabierze jej, bóg wie gdzie, ale pokaże jej miejsca, gdzie zwykłym śmiertelnikom, czyli wilkom takim jak ona, nie przyszło postawić swojej śmiertelnej łapy. Przerwał milczenie między nimi, a wadera, usłyszawszy jego głos, przystanęła na krótką chwilę, która trwała zaledwie kilka sekund. Spojrzała na niego i prawdopodobnie czekała na jakieś wytłumaczenia.
Odwrócił się do niej całym swoim ciałem, przybrał pewniejszej postawy i rozłożył skrzydła, spoglądając oczekująco na waderę. Uniósł lekko głowę do góry (nie, nie, wadera wcale nie musiała trzymać wysoko uniesionego wzroku, aby móc mu spojrzeć w oczy, jeszcze nie...) i z podejrzaną iskierką uśmiechnął się do niej jeszcze bardziej podejrzanie. Jednak w wyrazie jego pyska można było dostrzec to pożądanie przygód i nowych wrażeń, czyli wadera w tym momencie powinna... uciekać.
Ku jego zdziwieniu, Hanacia z miłą chęcią przystąpiła na jego propozycję i była gotowa zabrać się już teraz. Basior początkowo nie wiedział, co powinien zrobić. Liczył raczej na to, że wilczyca postanowi się ulotnić, pozostawiając go samemu sobie. Zatrzepotał trochę skrzydełkami i pokręcił głową, próbując coś wymyślić. Sytuacja powoli go przerastała, ale sam się w nią wpakował.
– Nie wyglądasz na ciężką, więc pozostaje mi zapytać, czy... podczas snu bardzo się wiercisz? – zapytał z powagą, która do niego absolutnie nie pasowała.
– Mam raczej spokojny sen. Dlaczego o to pytasz?
Nie odpowiedział jej, tylko ruszył wprost na nią. Widząc zbliżającego się basiora, który teraz wyglądał, jakby mógł staranować kilka drzew z rzędu. Szeroko otworzyła oczy, a po chwili znalazła się na jego grzbiecie, mając cudowny widok na jego... ogonek. Odwrócił do niej głowę, czekając, aż jakoś zareaguje. Nic nie mówiła, więc postanowił jej pomóc w obrocie. Musiał przyznać, że niewygodnie by się mu latało, gdy po karku łaskocze go coś puchatego. No i będzie miał pewność, że wadera nie ześlizgnie mu się z grzbietu tak od razu.
– Będziesz mógł latać z mokrymi skrzydłami? – zapytała ze słyszalną troską w głosie. – Nie chciałabym, żeby stała ci się krzywda.
Na jego pysk wdarł się ten dziwny uśmieszek, który w tym momencie był dla wadery niewidoczny. Cóż, musiała się zadowolić podziwianiem jego tylnej części głowy. Ostrożnie podskoczył, chcąc poprawić pozycję Hannayah, a następnie powoli ruszył przed siebie. Kiedy przyszedł moment wzbicia się w powietrze, z lekką chrypą w głosie powiedział: „Kto wie?”, co mocno zadziałało na waderę, która mocniej złapała się jego futra.
– Dopóki nie są całkowicie przemoknięte, wszystko będzie w porządku i nie musisz się martwić, że nagle będziesz mieć czołówkę z ziemią. Podczas lotu jesteś bezpieczniejsza niż na pieszej wycieczce. Możesz mi zaufać... No, chyba że wolisz wrócić do domku, a mi polować na chmurkowe zwierzęta.

Hannayah?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template