Im większe kłamstwo tym łatwiej w nie uwierzą.
Imię: Luma
Pseudonim: Wołaj na mnie, jak chcesz. Jeśli mi się nie spodoba sposób, w jaki mnie nazywasz, to po prostu Cię zignoruję. Wiedz jednak, że na ksywkę Lulu mam reakcję alergiczną.
Wiek: 11 lat
Płeć: wadera
Charakter: Urocza wadera przypominające aniołka? Nic bardziej mylnego. Jestem tzw. złem wcielonym. W końcu mówi się, że małe jest wredne, prawda? Nikogo nie słucham. Czemu? Bo mogę. Kowalem własnego losu jestem tylko i wyłącznie ja. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Często podważam autorytet osób wyżej rangą ode mnie. Oglądanie tego niedowierzania połączonego ze wściekłością i bezradnością… Ach, coś pięknego. Cięty język nierzadko wpędza mnie w kłopoty. A co tam. Taka moja natura. Najpierw zygam i drażnię, by w razie potrzeby wykorzystać z głośnym śmiechem swoją sprawdzoną już wielokrotnie strategię. Taktyczny odwrót. Nie mylić z ucieczką. Bo to przecież dwie, całkiem różne rzeczy. Ironia to moje drugie imię, a sarkazm i złośliwość to moje rodzeństwo. Zawsze znajdę celną ripostę i w potyczkach słownych nie mam sobie równych. Uwielbiam denerwować i wyprowadzać innych z równowagi. Zabawnie wtedy jest. Wprowadzanie zamętu jest jedną z moich ulubionych czynności. Rewelacyjny ze mnie słuchacz. W przenośni i dosłownie. I nawet jak chcesz, żebym czegoś nie usłyszała, wiedz, że ja i tak dowiem się, o co chodziło. A konsekwencje wtedy tego mogą być straszne. Wiem więcej, niż mogłoby się wydawać. Bo w końcu informacja to bardzo cenna rzecz. A w dobrych i umiejętnych rękach wyjątkowo potężna broń. Bardzo łatwo mnie obrazić czy urazić. Pamiętaj. Wybaczam, ale nigdy nie zapominam. Kocham "wyciągać stare brudy" w najmniej spodziewanym momencie. Myślisz, że jest wszystko dobrze. A tu bach! I zaczynają się problemy. Jestem niezwykle pewna siebie. I nawet jak nie mam racji, a zazwyczaj ją mam, nie przyznam się do tego. Będę szła w zaparte. Trawa jest zielona? Bzdura! Skoro według mnie jest niebieska, to taka właśnie ona jest. Nie kłóć się. I tak wiem lepiej.
Oprócz rozpoznawalnej na szeroką skalę kpiny, moja skromność także jest moim jednym z licznych atutów. Nie można powiedzieć, że patrzę na wszystkich z góry, gdyż sama dodatkowo zaliczam się do grona tych niższych. Jednak znam swoją wartość. Nie pozwolę sobą pomiatać, jak Ci się podoba. Jeśli będziesz próbował, to marny Twój los. Nie lubię lizydupstwa. Wręcz nie trawię. Jest to coś, czym całkowicie i niezaprzeczalnie gardzę. Uważam, że jest to poniżej godności. Ja nie kłamię. Ja ubarwiam rzeczywistość. Być może, że wszystko, co ode mnie usłyszałeś, to jedna wielka nadinterpretacja mojego autorstwa. Bo w końcu, jak coś robić, to z rozmachem, prawda? Jestem bardzo nieufna, dlatego wiele opowiadań na mój temat, które głoszę (z resztą nie tylko ja), są wyssane z pazura. Jeśli kiedykolwiek usłyszysz, że wielka, żółta, krwiożercza bestia, zabijająca wzrokiem grasuje w okolicy, to jest ogromne prawdopodobieństwo, że jestem to ja. A że prawdziwy jest tylko kolor mojego futerka, nie ma nic do rzeczy. Bo w końcu nigdy nie wiadomo, co ktoś może wykorzystać przeciwko Tobie. Im mniej ktoś wie, tym lepiej. Krętacz i kombinator. Moja maksyma brzmi "Co zrobić, żeby się nie narobić, a zarobić?". Jednakże, gdy tylko mi się zechcę, potrafię wykrzesać z siebie dobroć i współczucie. Potrafię odróżnić sprawy prywatne od "zawodowych". Mimo urazu do kogoś zawsze mu pomogę, wyleczę, doradzę. W końcu "po pierwsze nie szkodzić". Mam wielkie serducho i nie potrafię zostawić kogoś w potrzebie, mimo iż plotka głosi co innego. Mimo wszystko posiadam coś takiego jak instynkt samozachowawczy. Nie jestem samobójcą. Lubię swoje życie takie, jakie jest. Dlatego rzadko, naprawdę rzadko odpuszczę i wycofuję się. W końcu znam swoje możliwości i gdybym miała walczyć sama z jakimś gigantem, to wolałabym chyba odpuścić. No, chyba że widziałabym swoją ewidentną przewagę. A cóż to się stało, że jestem taka, a nie inna? Po prostu życie mnie tego nauczyło. W moim przypadku bardzo dobrze się sprawdza powiedzonko, że zwierzę zapędzone w kozi róg, zawsze będzie atakowało.
Oprócz rozpoznawalnej na szeroką skalę kpiny, moja skromność także jest moim jednym z licznych atutów. Nie można powiedzieć, że patrzę na wszystkich z góry, gdyż sama dodatkowo zaliczam się do grona tych niższych. Jednak znam swoją wartość. Nie pozwolę sobą pomiatać, jak Ci się podoba. Jeśli będziesz próbował, to marny Twój los. Nie lubię lizydupstwa. Wręcz nie trawię. Jest to coś, czym całkowicie i niezaprzeczalnie gardzę. Uważam, że jest to poniżej godności. Ja nie kłamię. Ja ubarwiam rzeczywistość. Być może, że wszystko, co ode mnie usłyszałeś, to jedna wielka nadinterpretacja mojego autorstwa. Bo w końcu, jak coś robić, to z rozmachem, prawda? Jestem bardzo nieufna, dlatego wiele opowiadań na mój temat, które głoszę (z resztą nie tylko ja), są wyssane z pazura. Jeśli kiedykolwiek usłyszysz, że wielka, żółta, krwiożercza bestia, zabijająca wzrokiem grasuje w okolicy, to jest ogromne prawdopodobieństwo, że jestem to ja. A że prawdziwy jest tylko kolor mojego futerka, nie ma nic do rzeczy. Bo w końcu nigdy nie wiadomo, co ktoś może wykorzystać przeciwko Tobie. Im mniej ktoś wie, tym lepiej. Krętacz i kombinator. Moja maksyma brzmi "Co zrobić, żeby się nie narobić, a zarobić?". Jednakże, gdy tylko mi się zechcę, potrafię wykrzesać z siebie dobroć i współczucie. Potrafię odróżnić sprawy prywatne od "zawodowych". Mimo urazu do kogoś zawsze mu pomogę, wyleczę, doradzę. W końcu "po pierwsze nie szkodzić". Mam wielkie serducho i nie potrafię zostawić kogoś w potrzebie, mimo iż plotka głosi co innego. Mimo wszystko posiadam coś takiego jak instynkt samozachowawczy. Nie jestem samobójcą. Lubię swoje życie takie, jakie jest. Dlatego rzadko, naprawdę rzadko odpuszczę i wycofuję się. W końcu znam swoje możliwości i gdybym miała walczyć sama z jakimś gigantem, to wolałabym chyba odpuścić. No, chyba że widziałabym swoją ewidentną przewagę. A cóż to się stało, że jestem taka, a nie inna? Po prostu życie mnie tego nauczyło. W moim przypadku bardzo dobrze się sprawdza powiedzonko, że zwierzę zapędzone w kozi róg, zawsze będzie atakowało.
Wygląd: Malutka, drobniutka, szczuplutka. Chucherko o wielkości niewyrośniętego lisa. Mam lekko kręcone żółte futerko z granatowymi i błękitnymi wzorami na grzbiecie, zmierzwione na karku. Granatowe znaki układają się między innymi w krzyże w okolicach górnych części łap i ogona. Posiadam wyjątkowo duże uszy oraz bardzo puchaty i bardzo długi ogon. Oczywiście z granatową końcówką. Raz jeden wilk zapytał mnie, czy często zdarza się, że przydeptuję go sobie, co wcale się nie zdarza (tsaa… wyczujcie ten sarkazm), łapkami. Jak go tym ogonem trzepnęłam, to przestał pytać. Mimo, że jest on dłuższy niż cała reszta mnie, bardzo dobrze umiem się nim posługiwać. Do tego posiadam niezwykle chude, granatowe łapki. Ładna jestem, prawda? Zapomniałabym. Na pyszczku zawsze noszę białą maskę, by straszyć szczeniaki. Wiecie, jaka to frajda?
Stanowisko: Uzdrowiciel
Umiejętności:
Intelekt: 13 | Siła: 8 | Zwinność: 13 | Szybkość: 12 | Magia: 12 | Wzrok: 10 | Węch: 10 | Słuch: 12
Rasa: Wilk Elektryczności
Żywioły: Oczywiście najlepszy. Jak trzasnę piorunem to konkretnie. Ale żeby nie było. Elektryczność.
Moce: Jak na porządnego wilka elektrycznego świetnie władam piorunami i elektrycznością. Wyładowania to mój żywioł. Gdy się zezłoszczę zarówno moja sierść, jak i sierść innych w promieniu 10 metrów staje dęba. Zdarza się, że z czystej złośliwości wytwarzam pole elektryczne wokół jakiegoś wilka. Wtedy oprócz tego, że stanie się niezwykle "puchaty", to wszystkich kogo dotknie, będzie kopał prąd. A wiesz, że ludzie jednak są mądrzy? To właśnie dzięki nim odkryłam, że w każdym z nas występują tzw. komórki nerwowe. A między nimi co jest przesyłane? Dokładnie. Impulsy elektryczne. A ja nauczyłam się je kontrolować. Dzięki temu mogę "lokalizować" chorą lub niesprawną część ciała, a nawet czasem przy odrobinie dobrej woli (z mojej strony oczywiście) uleczyć. Potrafię również wyczuć energię każdej żywej istoty. Jednak po co się tym wszystkim chwalić? Im mniej o mniej wiesz, tym mam większą przewagę nad Tobą. Mała, żółta, elektryczna kulka władająca błyskawicami. Tyle powinno Ci do szczęścia wystarczyć.
Rodzina: No mamusię miałam. Vallie jej było. Tatuś także był. Dumne wilcze imię, Acer. Oprócz tego pałętało się koło mnie zawsze takie gówniarstwo, Fotia, ale ja zazwyczaj wołałam Fąfel.
Partner: Partnera nie posiadam. Jak ktoś się taki przypałęta, że moje serduszko zacznie bić szybciej to będę wtedy o tym myśleć.
Potomstwo: Kpisz czy o drogę pytasz?
Historia: Wywodzę się ze starej watahy mieszkającej daleko na północy. Wszystkie wilki miały futra białe, niebieskie, szare... Ja byłam wyjątkiem. Taką czarną owcą. A właściwie żółtym baranem. Niby nikomu to nie przeszkadzało, jednak bardzo utrudniało to ukrycie się wśród wiecznego śniegu.
Od małego byłam wychowywana bardzo surowo. Mimo iż rodzice nie okazywali zbytnio mi uczuć, dobrze wiedziałam, że bardzo mnie kochają. Zresztą tak właśnie było. Matka kochała mnie nad życie, a ojciec poświęciłby dla mnie i mojej siostry wszystko.
Klimat był ciężki. Wielkie mrozy, wieczne zawieje.
Niestety, nadszedł ten dzień. Właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Jeszcze ostrzejszy niż zwykle wiatr przeszywał do szpiku kości. Niewyobrażalny mróz doskwierał nawet najodporniejszym, nie mówiąc już o takiej kruszynie jak ja. Takie warunki utrzymywały się przez dłuższy czas. Gdy nadchodziło lekkie ocieplenie i każdy myślał, że będzie lepiej, fala mrozów przychodziła ze zdwojoną siłą. Właśnie dlatego Alfa postanowił o opuszczeniu terenów północnych. Wszyscy udali się na południe, do łagodniejszego klimatu. Po drodze wilki opuszczały watahę, rozdzielały się. Jedne wędrowały samotnie, inne w grupach. Wtedy to i ja opuściłam rodzinną watahę i zaczęłam szukać nowej. Oczywiście spuszczona z rodzicielskiej smyczy trochę narozrabiałam i robiłam rzeczy, których dziś żałuję.
Od małego byłam wychowywana bardzo surowo. Mimo iż rodzice nie okazywali zbytnio mi uczuć, dobrze wiedziałam, że bardzo mnie kochają. Zresztą tak właśnie było. Matka kochała mnie nad życie, a ojciec poświęciłby dla mnie i mojej siostry wszystko.
Klimat był ciężki. Wielkie mrozy, wieczne zawieje.
Niestety, nadszedł ten dzień. Właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Jeszcze ostrzejszy niż zwykle wiatr przeszywał do szpiku kości. Niewyobrażalny mróz doskwierał nawet najodporniejszym, nie mówiąc już o takiej kruszynie jak ja. Takie warunki utrzymywały się przez dłuższy czas. Gdy nadchodziło lekkie ocieplenie i każdy myślał, że będzie lepiej, fala mrozów przychodziła ze zdwojoną siłą. Właśnie dlatego Alfa postanowił o opuszczeniu terenów północnych. Wszyscy udali się na południe, do łagodniejszego klimatu. Po drodze wilki opuszczały watahę, rozdzielały się. Jedne wędrowały samotnie, inne w grupach. Wtedy to i ja opuściłam rodzinną watahę i zaczęłam szukać nowej. Oczywiście spuszczona z rodzicielskiej smyczy trochę narozrabiałam i robiłam rzeczy, których dziś żałuję.
Przedmioty: ---
Właściciel: niezapominajka_
Ocena: 0/3