W taką noc jak ta można stracić poczucie czasu...
Kolejne gwiazdozbiory, błyszcząc na niebie, pozwalały mi się podziwiać i nie musiały długo czekać na moje spojrzenie. Podniosłam łapę i spróbowałam ich dotknąć, ale były takie odległe...
Moją chwilę melancholii przerwał chrzęst śniegu pod ciężarem czyichś łap.
— Czy to musi być takie głośne? — usłyszałam czyjś głos, zapewne basiora. Nagle przestałam słyszeć śnieg, więc prawdopodobnie zatrzymał się i zauważył mnie.
— Kim jesteś? — zapytał, podchodząc bliżej.
— Enevia. Albo Layra. Chyba że Veronique... Nazywaj mnie jak chcesz. Imiona nie mają znaczenia. Wolę bardziej, żebyś wiedział kim jestem nie z imienia, ale z na przykład stanowiska. Wyrocznia, ale nie dostaniesz ukłonu, przykro mi. Nie mam zwyczaju w kłanianiu się — rzekłam swoim cichym i lekko zachrypniętym głosem, który nie był używany od... Tygodnia? Tak, nie mówiłam nic przez tydzień. Pomilczałam trochę, było przyjemnie. Chciałam dokonać niemożliwego, udało się. Zerknęłam szybko w umysł nowoprzybyłego.— A ty, Ravennah? Czarny mag... Interesujące. Mnie nigdy nie ciągnęło do czarnej magii, jaka ona jest?
Nade mną pojawił się łeb okalany błękitem. Może to włosy? W każdym razie zasłaniał mi gwiazdy, więc spróbowałam patrzeć poza jego głową i przez chwilę interesowały mnie tylko gwiazdozbiory. Ravennah chyba coś powiedział.
— Możesz powtórzyć? Niezbyt słuchałam. Chociaż... Nie, powiedzmy szczerze. Miałam głęboko gdzieś twoje słowa, ale powtórz. Podobno słuchanie jest grzeczne — odparłam.— A tak poza tym, Nah, zanim powtórzysz swój zapewne bardzo interesujący wykład, skąd się tu w ogóle wziąłeś? Czy nie można mieć prywatności? Chyba że jesteś taki z natury, wtedy zwracam honor.
Ravennah?