- Tak jest. A co myślałeś?
Tym razem to on się zająknął.
- Eee.. to znaczy...
Roześmiałam się przyjaźnie. Nieznany mi basior nadal spoglądał na mnie.
- Jak brzmi miano szanownego pana? - spytałam go. - Mnie zwą Nightshade. Chyba.
- Jestem Aton i.. Zaraz. Chyba?
Przewróciłam oczyma. No, ale to się zdarzało. Wyjątkowo często.
- Amnezja - wyjaśniłam zwięźle. Moje spojrzenie odruchowo powędrowało ku kryształowi na mojej piersi. Stop, stop, stop..
Nim zdążyłam zresetować swój jakże przeciążony mózg, biała łapa należąca do mnie powędrowała do kryształu. Oczywiście kilka sztuk kłaczków, które ostatnio często gubiłam, spadło na ziemię. Świetnie, Nightshade. Właśnie zrobiłaś z siebie durnia do kwadratu. Jak można było być tak głupim? Nigdy nie lubiłam zbytnio wiosny. Wiecie, są ptaszki, kwiatki, ale i linienie. Linienie było moim wrogiem numer jeden. W górach wiosna nie była taka gwałtowna, linienie nie istniało, przynajmniej tego nie odczuwałam. Tutaj czułam się jakbym chodziła pod ciężką kołdrą rozpruwającą się i wypadającą po kawałku. Wprost idealnie.
- Halo? Ziemia do Nightshade! - Basior, znaczy się Aton, musiał dość długo czekać na to, aż przestanę gapić się w ziemię jak cielę w malowane wrota. Westchnęłam ponownie.
- Okej, na czym skończyliśmy?
- Na twojej amnezji.. - Aton nagle zagapił się w przestrzeń.
- Skąd się biorą te płatki śniegu?
- Z mnie - odpowiedziałam niemal natychmiast. Z figlarną miną stworzyłam lodowy słupek tuż za plecami Atona. Pisnął cienko, kiedy ten, wygięty do granic możliwości, dotknął go w plecy. Zachichotałam, a Aton z obrażoną miną spróbował pomasować plecy.
- Żywa klimatyzacja do usług - ukłoniłam się.
Aton? Wybacz, weny nie miałam...